środa, 30 marca 2016

A co to jest prosz pana?

Tak na marginesie to w chwili obecnej na widok zajączków, jajków, piłkóf pustych i nadziewanych mam odruch wymiotny. Zdecydowana większość moich współpracowników dokarmia siebie i innych czekoladowymi wynalazkami. Wagonami to zakupili czy cuś.

Wracam do tematu. Od siódmego roku życia noszę okulary. Początkowo służyły li i jedynie do czytania, z biegiem lat zrobiły się również do chodzenia, a zasadniczo do jeżdżenia.
Jakiś czas temu odkryłam szkła progresywne i zakochałam się w tej swojej ocznej protezie bez pamięci. Skończyło się majtanie dwoma parami na przemian, że tu takie a tam owakie. mam na nosie jedną parę i jest super. Mieliśmy co prawda z moimi pierwszymi okularkami trzytygodniowy konflikt chodzeniowy szczególnie na schodach, ale jak już przyzwyczaiłam sie do nich to jest dobrze. W nową mocniejszą parę weszłam śpiewająco:-))). Niemąż dorobił się w ostatnich latach również dwóch par, które to pary nieustannie myli, gubi, odnajduje, znów gubi... takie tam niewinne rozrywki:-))). I zapragnął był szkieł progresywnych. Pojechalimśmy zatem do jego kolegi, co to ma sklep optyczny w celu doboru szkieł. Miły ten kolega pobadał, pomierzył, moc szkieł dobrał, oprawki do tych szkieł również i zaprosił niemęża przez hmmm telewizję interaktywną:-)))). Dygresja-kiedy mi wyznaczano skąddokąd progresja ma być, pan i później pani kazała gapić się na czoło pana/pani i za pomocą linijki i flajmastra malowano linię tejże progresji. Koniec dygresji. No więc Edytka na widok niemęża w telewizji interaktywnej no nie byłaby sobą gdyby nie zapytała "a co to jest? i po jakie licho niemąż tam występuje?". Miły pan w ojczystym narzeczu wyjaśnił, że w krajach cywilizowanych właśnie tak wyznacza się progresję. Dokonałam protestu, że o ile swoje pierwsze okularki robiłam na głuchej prowincji i rozumiem, że tam telewizji mogło nie być z uwagi na koszty, to następną parę robiłam w ubiegłym roku we Wrocku w duuuużej firmie WI.E. na dodatek w Galerii Dominikańskiej. No co jak co ale Wrocek zacofany to już nie jest. Na co usłyszałam, że gdyby on sprzedawał takie koreańskie podróby wszystkiego za takie kosmiczne piniądze jak WI.E. to już dawno siedziałby we więźniu. Na co ja z racji tego, że zawsze muszę mieć ostatnie słowo, oznajmiłam, że na szczęście pracują tam wykształceni ludzie, a już optometrysta dobierający mi szkła to wogle wogle i zamknęłam panu dziób czyli usta. No nie będzie Niemiec  Polak pluł nam w twarz i dzieci nam... eee to chyba nie to;-).
I tak prosz państwa po wyjaśnieniu sprawy telewizji czeka mnie przez czas jakiś spora porcja ćwiczeń w cierpliwości, z uwagi na chęć zepchnięcia niemęża z naszych kręconych schodów, bowiem w tym tygodniu odbiera on wyżej opisane okulary, a chwilę trwa zanim człowiek nauczy się w nich chodzić...:D.
Tymczasem Państwo pozwolo, że oddalę się, aby duchowo przygotować sie na kolejną porcję czekoladowego paskudztwa. Że co, że niby mówiłam, że lubię czekoladę?  Lubiłam owszem, ale przed wielkanocą i jak pracowałam z innymi ludźmi ;-)

niedziela, 27 marca 2016

Łupy wojenne tfu tfu wielkanocne :-))),czyli jak wyleżałam jajko.

Drobne prezenciki świąteczne to chyba w Germanii codzienność. Było mi głupio, bo w pracy każdy poprzynosił drobiazgi tylko ja nie. Ale nie wiedziałam :-(. Jeśli przedłużą mi umowę, to w tym roku poprzynoszę słodkie drobiazgi-to kwestia paru groszy, a uśmiech gwarantowany:-)
I tak zajączek-ciasteczko korzenne od pań z apteki


Babka rosyjska od Any


Jajko marcepanowe rozmiar normalny od Lidki


 Zajączek z dzwoneczkiem od Nikol


Bez dzwoneczka od Georga

Duży zając od mechanika, który naprawiał niemężowi auto

 Od tegoż mechanika małe jajko z nadzieniem, które wyleżałam śpiąc na nim po "nocce".
Miało być normalnie, a znów wyszło jak wyszło. Kiedy wstałam malowniczo dyndało, przylepione do koszuli. Se obglądam, co mi tak ciężko z jednego boku, a tu hmm hmmm jajko bardzo czekoladowe i bardzo czymś nadziane...
I wszędzie było rozdyźdane, bo miało duuużo czasu :D

A po tym wszystkim nowe drzwi od właściciela :D :D :D

















środa, 9 marca 2016

Dzień Kobiet po germańsku

Od niemęża dostałam wagę kuchenną w cudną kratkę i w kurę:-)).
Jedyny facet w pracy który złożył nam życzenia to Tomek zwany czopkiem, który z dziobem opuchniętym z powodu wyrwanego zęba mamrotał z miną męczennika zwyczajowe formułki.
Mnóstwo życzeń złożyły sobie kobiety, które z okrzykiem "Alles gute zum Weltfrauentag" padały sobie w objęcia i serwowały cmoknonesensy. Się dziwnie czułam:-))).
No to ja wobec powyższego spóźnione i serdeczne życzenia wszystkim Paniom składam i kfiatek
w postaci zdjęcia ofiarowuję. Dla Pań zmotoryzowanych ku rozwadze, dla Pań niezmotoryzowanych ku uciesze:-)))

W Germanii znaleźć bezpłatny parking jest niezwykle trudno. Ten to jeden z niewielu prawie w centrum miasta. Parkowałam tam wielokrotnie nie przyglądając sie przesadnie temu znakowi, bo parking to parking i już. Zobaczyłam go wyraźnie dopiero jak stanęłam pod nim :-)))