niedziela, 16 marca 2014

Rence opadywują...

Wczoraj usłyszałam historię o siostrach. Rzadki to przypadek, że nie wiem co powiedzieć, bo zazwyczaj słowa z ust mych potokiem srebrzystym się wylewają. A wczoraj nic. Susza...

Chodzą po świecie siostry. Liczba ich jest mi bliżej nieznana, rzecz dotyczy dwóch. Wiek około 30 lat.
Siostra nazwijmy ją nr 1 wychodzi za mąż. Czas jakiś później z mężem swym wyjeżdżają dz Szwecji.
Ile tam mieszkają, nie wiem, ale siostra nr 1 zaprasza siostrę nr 2 wraz z jej przyjaciółką, co by do tej Szwecji sobie przyjechały popracować. Dziewczyny jadą.
Już na miejscu od męża siostry nr 1, a szwagra siostry nr 2 pada w kierunku młodych natenczas dziewcząt niedwuznaczna propozycja: możecie obie tu zostać, ale ja was będę bzykał. Przyjaciółka siostry nr 2 odmawia i wraca do Polski, siostra nr 2 zostaje i jest jak się słusznie domyślacie bzykana. Efekt w postaci 4 letniego przychowku jest efektem ubocznym w/w działalności tego jakże odpowiedzialnego*, dojrzałego* szwagra.
Podobno siostra nr 1 wybaczyła swemu mężowi skoki na boki, czy wybaczyła siostrze nr 2 tego już nie wiem. Siostra nr nie ma za złe szwagrowi... Zostaje w rodzinie.

Historia jakich wiele. Zdarza się. Należy żałować (chyba) tej dziewczyny, że u progu dorosłego życia została wykorzystana przez osobę z założenia bliską.

Dlaczego o tym napisałam? Ano dlatego, że ta historia dotyczy też mnie. Bo właśnie z powodu tej dziewczyny poznanej jakieś 3 miesiące temu, moje własne dziecko ma mnie w doopie. Bo prą państwa
to nowa wybranka mojego dziecka. Ma oczywiście prawo to moje dziecko być z kim chce. Nic mi do tego, bo podobno dorosły jest. Lecz w chwili gdy ja gryzę palce z rozpaczy, bo nie wiem co mam dalej robić,
dzień po dniu znoszę pijaka skazana na jego "dam albo nie dam pieniądze" na życie, kiedy wisi nade mną groźba zajęcia wszelkich ruchomości przez komornika (to jeden z powodów dla których nie wracam do Wrocka), kiedy 20 marca ma się odbyć licytacja nieruchomości niemęża z intencji jego siostry, moje własne dziecko z braku odwagi chyba, nie odzywa się do mnie od trzech miesięcy. Bo i po co?
Nie ma do kogo...

Wsóweczko miałaś rację. Byłam za dobra. Za bardzo się starałam. Tyle razy mi to mówiłaś, nie chciałam słuchać. Obrażałam się na Ciebie, bo przecież nie miałaś racji. A Ty stojąc z boku widziałaś wszystko lepiej. Mądra kobietko dziękuję Ci za to, że jesteś obok mnie już od tylu lat.


* w przypadku tego osobnika to oczywiście ironia i sarkazm


6 komentarzy:

  1. Rozumiem Twoje rozżalenie. Mnie też by szlag trafł.Trzeba miec nadzieję ze w marcu sie wszystko rozstrzygnie i wyjdziesz PRAWIE na prosta. Pozdrawiam i życze szcześcia. Gosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się spełniło Gosiu , bo już mi sił brakuje :-(

      Usuń
  2. No to tylko tego Ci jeszcze brakowało, jej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholernie trudna i skomplikowana sprawa. Współczuję Ci całej sytuacji. Aż się wierzyć nie chce, że takie historie zdarzają się naprawdę... Nieźle to wszystko porypane.

    Ale wiesz co, wydaje mi się, że nie ma nic ważniejszego niż dobry kontakt z własnym dzieckiem. Miłość bezwarunkowa polega na tym, że jeśli już nie masz naprawdę innego wyboru, to akceptujesz dziecko takim, jakim ono jest - razem z jego popierdolonymi wyborami życiowymi.

    Trudno. Może za parę lat powiesz: "Ha! A nie mówiłam?!!!". Albo powiesz: "Przepraszam, myliłam się". Ale to nie ważne. Ważne, abyś miała dziecko naprawdę, a nie tylko w papierach.

    Tak mi się wydaje...

    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgorzatko ja kocham swoje dziecko, ale nie akceptuję jego wyborów. Od bardzo dawna moje dziecko robi za :zosięsamosię". Problem polega na tym, że robi to cudzym kosztem i uważa, że wszystkie rozumy pozjadało. Taka sytuacja :-(.

      Usuń