W zeszłym tygodniu odbyłam wizytę towarzyską w mieście Tychy. Wizyta spowodowana była urodzinami bliskiej mi koleżanki z Ostrowi, co się była w moje (prawie) rodzinne strony przeprowadziła. Oraz powód nr 2 zapoznawczo-rozpoznawczy nowego towarzysza jej życia. Coś co miało być w zamierzeniu miłe niestety takowe nie było. Z wielu powodów wymienię jeden, najważniejszy-palenie. Popielniczki stały dosłownie wszędzie: pod łóżkiem, przy łóżku, na stole, w kuchni, w łazience...Rzeczony towarzysz życia budził się w nocy i odpalał papierocha zalegając w łóżku. Moja koleżanka przynajmniej w nocy wychodziła do łazienki.
W pewnym momencie kiedy siedziałam miedzy nimi, zaczęłam się zwyczajnie dusić i dałam dyla do otwartego okna. I wiem-niektórzy mogą mi zarzucić, że sama paliłam, a teraz się mądrzę. Ale teraz nie palę, bo ze względu na astmę dokonałam wyboru. Więc już więcej ich nie odwiedzę.
A z humorystycznych rzeczy, które mi się zwyczajowo przytrafiają, wspomnę o miłej panience nie blondynce, pracownicy punktu kasowego Polskiego Busa. Miejsce akcji Warszawa Wilanowska. Czas akcji piątek 28.11, godz. 19.30 mniej więcej. Świadków rozmowy sporo.
Wchodzę ja prosz państwa do budki z napisem "kasa" i zadaję pytanie z pozoru proste i konkretne, jak się jednak z odpowiedzi panienki okazało, zbyt skomplikowane i pełne ukrytych znaczeń nieprawdaż :-))).
Ci którzy mieli okazję jeździć Polskim Busem wiedzą, a ci którzy takowej okazji nie mieli, właśnie się dowiedzą, że ceny biletów bywają mocno zróżnicowane w zależności od pory dnia, daty dokonywania rezerwacji i innych bliżej mi nie znanych okoliczności. Dla przykładu bilet powrotny kosztujący w piątek wieczorem 45 zł, w poniedziałek kosztuje już tylko 25 zł. Zasadne więc wydało mi się się moje pytanie.
A zatem:
Ja: dobry wieczór.
Panienka: dobry.
Ja: czy mogłaby mi pani powiedzieć, ile będzie kosztował bilet z Katowic do Warszawy we wtorek 01.12?
Panienka: przecież pani jest w Warszawie.
Ja: wiem, gdzie jestem. Dzisiaj. Pytam o wtorek, bo chciałabym wrócić do Warszawy. Z Katowic.
Panienka: nie rozumiem pani, przecież pani jest w Warszawie.
Wyszłam nie kupiwszy biletu, uznałam bowiem, że któraś z nas dostała nagłego pomięszania zmysłów i że opcją jest pozostanie w stolycy przez następne trzy dni. Na dworcu.