niedziela, 31 lipca 2016

Portret przodków

Niedziela czwarta rano. Normalnie za jakąś godzinę kundel parszywiec będzie ściągał człowieka z łóżka waląc ogonem w co popadnie.Ale nie tej niedzieli. Tej właśnie niemąż był uprzejmy spać tylko trzy godziny, co przełożyło się na poranne niemyślenie i propozycję zasadniczo miłą, z tym że nie o czwartej rano.
Śpisz?-zapytał
....
Śpisz?-zadał ponownie idiotyczne pytanie, bo niby co można robić o czwartej na ranem?
Już nie baranie-warknęłam z głębi zaspanego jestestwa, nie siląc się na nawet minimum uprzejmości.
Czego chcesz?
Jedziemy na flohmark?
Rozum ci odebrało? (tylko mniej wyszukanie)
Jedziemy?
Człowieku jest czwarta rano. Oddal się (tylko mniej wyszukanie).
Niemąż zamknął się z lekka urażony, a ja ponownie udałam się w objęcia Morfeusza, nie na długo jednak, bowiem o siódmej ponownie padło pytanie:
Jedziemy na flohamark? No obudź się, jedziemy?
Jedź sam, na diabła ci jestem potrzebna i tak nie mam pieniędzy, a jeszcze na dodatek nie mam pomysłu co by tu kupić. Daj spać.
(Zasadniczo bardzo staram się nie przywiązywać do rzeczy i dlatego nie bardzo chętnie bywam w miejscach, w których mogłabym coś znaleźć. I przywiązać się)
No pojedźmy, ramę bym kupił do obrazów. Wiesz, że mam zamówienie na obraz. A po za tym co będziemy robić całą niedzielę.
Spać na ten przykład-odpowiedziałam i zwlekłam się z łóżka.Po wychlaniu porannej kawy i dokonaniu ablucjów, przyodziałam się przystojnie i rzekłam do siedzącego w pozorowanym zamyśleniu niemęża, że możemy jechać.
Ale nie chce ci się jechać-zapytał on z miną cierpiętnika.
No nie chce- odparłam.
To może nie jedźmy-zaproponował on.
Noszkarwasztwasz facet czy cię pogiełło (tylko mniej wyszukanie)? Zawracasz mi doope od środka nocy i teraz pytasz czy nie jedziemy????????

Pogoda piękna, więc pełno ludzi i straganów. Na pchlim targu można kupić prawie wszystko. Prawie , bo prawdziwie zabytkowe różności to na innym. Profilaktycznie tam nie jadę, bo ciężko byłoby mi stamtąd wrócić. Naburmuszona łażę zatem za niemężem i mamroczę inwektywy pod nosem. Potem rozdzielamy się i on szuka swoich ram, a ja plączę bez celu po alejkach, patrząc czym to ludzie handlują i na kosmiczne ceny za badziew. I nagle -ojejusiu stare zdjęcie. Pytam ile kosztuje i biorę.
I dostaję amoku. Głowa mi sie wyprostowała, pierś do przodu wypła, doopa do tyłu nie musiała, błysk w oku zalśnił niczem wypolerowana na chuch łyżeczka, a i humorek zaczął również dopisywać. Po pierwszych 6 zakupionych szt., zaczęłam przebierać i już wiem, czego będę szukać następnym razem. Oprócz paru zdjęć kupiłam również cudnej urody akwarelkę, świąteczny świecznik i he he portret przodków li i jedynie męskich. Początkowa cena 40 er sprawiła, że poszłam sobie precz, jednak napotkany po drodze niemąż zaramiony po kokardę, zawrócił i wytargował przodków za dychę. Jako że przodkowie słusznych rozmiarów są, dopiero przy samochodzie przyjrzał im się dokładniej i zapytał, na co mi to. Na odpowiedź, że są starzy popukał się po polsku palcem w czoło. No ale jak miałam ich nie kupić?

















czwartek, 28 lipca 2016

Znów o ja ja (tak tak)

W języku obcym bardzo łatwo jest wejść na minę. Źle użyte słowo i człowiek ze współużależnionego staje się alkoholikiem. W zeszłym roku jak odwiozłam niemęża na germański odwyk, zostałam zaproszona na rozmowę z psychiatrą. Rzeczony psychiatra długo i z zacięciem, używając całego mnóstwa mądrych słów, których za cholerę nie rozumiałam i których dziś też pewnie bym nie pojęła, opowiadał o implikacjach dla rodziny, jakie niesie ze sobą nałóg. Mnie zasadniczo nie musiał nic w temacie mówić, bo jeszcze ja mogłabym go zaskoczyć swoją wiedzą w zakresie palety środków nadających się do znieczulenia, a od których włos by mu sie zjeżył na karku, bujny włos dodajmy.
Alkohol w Germanii jest taniusi bardzo i chyba tu wynalazków nie spożywają. Ale nie wiem i zasadniczo mam to wiecie gdzie. Do brzegu jak pisze Klarka. Dostałam gratulacje od doktorka i wzajemnie uśmiechy. Co prawda zdziwił mnie nieco nadmierny entuzjazm doktorka, ale jak dają gratulacje, to bierę. Po czym uchachachany po pachy nie mąż zawiadomił, że według tego, co doktorkowi powiedziałam, wyszło że całe życie piłam, a od czterech lat żyję w trzeźwości.

Niewinne słówko ja czyli tak. Zjesz zupę? Tak. Byłaś w szkole? Tak. Zrozumiałaś,co mówię? Tak, tak. Niby proste, a jednak skomplikowane. Kiedy odpowiada się jednym "ja" nie ma problemu, ale kiedy szybko powie się "ja,ja" nie robiąc spacji po przecinku to wychodzi nam " jaja", ale nie jak polskie jaja, tylko jak by się mówiło "ja,ja to zrobiłam, czyli że moja własna  osoba coś zrobiła, z tym że własna osoba bardzo szybko. Rozumiecie coś jeszcze? Bo ja właśnie przestaję...
No dobra. Więc w szale podwójnego potwierdzania kłapałam dziobem to ja,ja a powinnam ja, ja.
A wczoraj w nocy moi pracowi koledzy z dziką radością wybuchali śmiechem na moje wszelakie podwójne potwierdzenia, co budziło moją konsternację, albowiem azaliż i ponieważ czasy, kiedy mówiłam o czym innym niż chciałam powiedzieć zasadniczo minęły.Wczoraj bowiem uznali, że czas najwyższy pogłębić moje germańskie językowe szaleństwo. I tak prosz państwa szybko wypowiedziane ja,ja znaczy niemniej ni mniej ni więcej jak pocałuj mnie w miejsce, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, tylko mniej wyszukanie. 
Państwo teraz widzo jakie mam problemy:))).

Do napisania się z Państwem

niedziela, 24 lipca 2016

Letnie niemanie łazienki-zakończenie

W czwartek magik nr 2 powrócił po jakiś 40 minutach, zabrał się za robotę i o godzinie 12 zostawiwszy po raz kolejny suszarkę, co by ściany nadal osuszać, zapowiedział kolejną wizytę na piątek. W piątek uznałam, że skoro przychodzili cały czas o 8.30 to co będę wstawać wcześniej, niestety oni w liczbie szt.3 przyszli o 7.20. Z rozwianym  rozczochranym włosem zleciałam na dół, zobaczyłam trzech facetów spoglądających na mnie jak na wariatkę, zatkało mnie na chwilę, bo na grzyb aż trzech, odetkałam się, zapytałam czy do mnie i wpuściłam ich na górę. zabrali się ostro za robotę. Oczywiście zrobili przerwę śniadaniową wszyscy naraz, wrócili około 10, przyszedł czwarty, ale pisząc za Joanną Chmielewską nie był to brydż, więc czwarty nie pomógł, zapytał czy mają czas do 12, dość idiotycznie zapytał, bo wiedzieli to od początku robót, oddalił się, trzech panów pracowało w pocie czoła do 11.30. Po czym zawiadomili mnie, że skończyli. Ucieszona wpadłam do łazienki, a tam...brak drzwi do kabiny. Zapytany o nie  jeden z panów, znów z łagodnym zarezerwowanym dla szaleńców uśmiechem, wyjaśnił, że nie mogą tych drzwi zamontować, bo...silikon musi wyschnąć. Zdławiłam w sobie żądzę mordu i zapytałam, kiedy to dokończą. W poniedziałek rano oczywiście. W poniedziałek rano nie, bo pracuję na pierwszą zmianę-rzekłam zza zaciśniętych szczęk. Pan znów uśmiechając się łagodnie odparł, że przekaże wiadomość i dodał co by do jutra brodzika nie używać, ani bosze broń nie myć. Po czym oddalili się godnie. Znów zdusiłam w sobie chęć mordu w postaci otwarcia drzwi i wypuszczenia Reksia, bądź zepchnięcia ich z kręconych schodów.W poniedziałek nikogo nie było, we wtorek też nie, w środę niemąż pozostał w domie i w przeciągu 20 minut drzwi zamontował-sam jeden dodam. A mili panowie w liczbie dla odmiany dwóch pojawili się dopiero w czwartek o 16. Pogoniłam ich.

To nad czym tylu fachowców pracowało w pocie czoła przez cztery dni jest widoczne w postaci brodzika i jaśniejszego paska glazury. Metalowe obramowanie to drzwi do brodzika, do których przyjechało dwóch fachowców he he


A jakbyście uważali, że się czepiam i przesadzam, to prosz bardzo zdjęcie z ostatniej soboty-mała elewacja po drugiej stronie ulicy:


I pięciu (5) panów niezbędnych do tej pracy-jeden przy elewacji, pozostała czwórka z boku


czwartek, 14 lipca 2016

Letnie niemanie łazienki cz.II

We wtorek przed samym wyjściem do pracy pojawił się specjalista nr 3, któren okiem fachowym rzucił na kąt w łazience i zapowiedział się na jutro.Zapytany przy okazji o której będzie się uprzejmy pojawić, odparł że Morgen (rano). Przymuszony do bardziej konkretnego określenia czasu, stwierdził, że będzie 7.30-8.00 rano. Ok zwlekę się bladym świtem i będę oczekiwać magików.
Przy okazji magika nr 3 Reksio zrzucił mi laptopa na podłogę. Ze stołu. Biedak zaplatał się w kable, jak leciał gryźć intruza. Wiatrak mi za głośno chodził, no to teraz jest cicho, bo zasadniczo nie chodzi wcale. Ale do brzegu jak pisze Klarka. W związku imperatywem higienicznym nakazałam niemeżowi nabycie czegoś dużego i plastikowego, co mogło pełnić funkcje balii. Pierwszą wersją była wanienka dla dzieci, która zaraz po remoncie wylądowałby na strychu, jednakże niemąż dokonał szczątkowego myślenia i zakupił pojemnik plastikowy na różności, co to pod łóżko się wsuwa. Myślenia zabrakło na uzupełnienie kompletu przykrywą , pomimo sugestii pracownika sklepu, żeby to uczynić. Niemniej jednak zaposiadywuję aktualnie balię na kółkach, co to nada się do późniejszego wukorzystania i moje stanowisko kąpielowe wygląda tak:

Oczywiście nie biorę wody z toalety, a umywalki, bo mi tam leci ciepła :-)))).
Moja łazienka ma szerokość dwóch takich balii i nijak się ma do apartamentu przecudnej urody, który na ten przykład zaposiadywuje mój Sister. Apartament łazienkowy mojego Sistera jest tak duży i piękny, że nawet w przypadku większej ilości gości, spokojnie można tam rozłożyć materac i człowiek wygodnie się wyśpi, a nawet będzie miał super, bo do wszystkiego blisko :-)))
Do brzegu, do brzegu!
Na drugi dzień dane mi było poznać, co znaczy germańskie Morgen . Zasadniczo samo Morgen to jutro, ale am Morgen to rano, tak mniej więcej do 10.00. Niestety Germanie lubią sobie skracać zdania, co dla uczącej się ofiary bywa dosyć męczące. Niemniej jednak o ile dla magika nr 3 Morgen było rankiem, o tyle dla magika nr 4 okazało się jutrem. I tak rzeczona 4 raczyła przybyć do mnie w okolicach 10.30, wlazła do łazienki, zadzwoniła do szefa, szef nakazał pstrykanie zdjęć (na własne rodzone uszy słyszałam, bo głośnomówiący telefon był), zdjęcia zostały napstrykane, czwóreczka wyszła z łazienki i ze słodkim uśmiechem zapytała, o której wychodzę do pracy, bo on by to dziś może zrobił, z tym, że musiałabym zostawić go samego. Powstrzymałam dłoń i germańskie bala bala* cisnące mi się na usta, zadzwoniłam do niemęża, bo rozumienie tego, co mówił czwóreczka przekraczało moje zdolności, niemąz pogadał i jego też zatkało, w miedzy czasie czwóreczka żądał uwolnienia zamkniętego psa, bo się biedak meczy, on go widział, to taki słodki pies, co ostatecznie zdecydowało, że zostawienie faceta samego w domu nie byłoby dobrym pomysłem. Umówiliśmy się zatem na jutro czyli dziś. Chciałam doprecyzować o której, dodałam nawet "cirka" (około), nie dało rady. Było Morgen i już. Jak już wiemy z tego posta Morgen ma dwa znaczenia, zatem nie wiedziałam dokładnie, o której jutro ktoś raczy się pojawić i czy w ogóle. W tym samym czasie aktualny zleceniodawca niemęża usłyszał jego rozmowę i z lekka się zdżażnił. Tu muszę dodać, że istnieją dwa odrębne gatunki Germanów: tych których znam ja i tych których zna niemąż. Ci których znam ja to kombinatorzy, drobne złodziejaszki (wynoszą z firmy różne rzeczy) i zasadniczo leniuchy, ci których zna niemąż to porządni i praworządni ludzie z  co to Ordnung muss sein (porzadek musi być). Do maja tego roku uznawałam, że ci od niemęża to bez mała mityczne jednorożce, jednakowoż w maju poznałam Polaków z Berlina, którzy potwierdzili istnienie jednorożców, natomiast dzielą Germanów na tych z NRF (jednorożce) i tych z DDR (to jak ci moi). Ja pierdziu, miało być o łazience.
Więc żdżażniony zleceniodawca nakazał niemezowi natentychmiastowy telefon do naszej wynajmującej z informacją, że jak nie zaczną robić zaraznatentychmiast naszej łazienki, to my wyprowadzamy się do hotelu oczywiście na jej koszt, bo to skandal i poróbstwo brak łazienki w lecie. Z resztą jak niemąż chce, to on sam zadzwoni i poda stosowne paragrafy. Niemąż nie chciał, sam zadzwonił, postraszył, otrzymał solenne obietnice poprawy i tak dziś o godzinie 8.30 przyszedł ponownie magik nr 2.  Skuł resztki po starym brodziku, poinformował mnie, że musi nowy brodzik zamontować wyżej, dowcip o niezbędnych schodach wziął na poważnie, posprzątał i wyniósł gruz i mniej więcej po godzinie pracy pracy zawiadomił mnie, że idzie śniadać. Dosłownie. W germańskim można powiedzieć, że się je śniadanie na dwa sposoby: pierwszy normalnie, że "jem śniadanie", a drugi że "śniadam". W związku z powyższym, wiem, że dziś nie skończy, bo na pytanie czy chce kawy albo herbaty, odpowiedział, że nie bo sobie kupi. Czyli polazł do cukierni, co tu jest całkiem normalne.
Ja wychodzę do pracy o 12.15. Super po prostu.



* Puknij się w czoło, kuku na muniu itp. Wyobraźcie sobie, że machacie komuś dłonią na pożegnanie. Teraz tę dłoń odwróćcie i stroną wewnętrzną przybliżcie do twarzy tak mniej więcej na wysokość nosa i pomachajcie sobie przed tym nosem jak na pożegnanie, mówiąc przy tym bala, bala.
Potem już można bez bala, bala, samo machanie wystarczy. Tak mi się to spodobało, że wzięłam sobie na własność:-)).


wtorek, 12 lipca 2016

Letnie niemanie łazienki

Zimowe niemanie jakoś by przeszło-warstewka brudu jako dodatkowa cieplna izolacja prosz bardzo. Ale letnia?
Po tym jak mi po raz drugi zmywarka umarła całkiem na śmierć i mus było ją z kąta wywlec, stwierdziłam w/w kącie hodowlę penicyliny. Idąc tropem, nowe siedlisko znalazłam za szafką w przedpokoju. Niemąż przymuszony do dokonania obględzin stwierdził po opukaniu glazury wew łazience, że winę ponosi ona (glazura nie łazienka), bo w niektórych miejscach  ma pusto. Zawiadomilimś naszą wynajmującą, został wezwany specjalista nr 1, któren uznał, że to wina po pierwsze primo zużytego silikonu wokół brodzika, po drugie primo brodzik jest cały zardzewiały i mus go wymienić. Na delikatną sugestię, że może jeszcze glazurę by tegotamtenten obejrzał, popatrzył mi pobłażliwe w biust i nic nie powiedział. Dopuszczam myśl, że nie zrozumiał mnie, albo biustu nie usłyszał, bo zasadniczo damskie cycki nie mówią. Tak na marginesie pierwszy raz w moim życiu facet nie gadał ze mną tylko z moimi cyckami:-))). Ale do brzegu jak pisze Klarka.
Silikon został wymieniony i założeniu wilgoć na ścianie miała się zmniejszać. Niestety mokra plama na ścianie była jak doopa w pewnym wieku-zamiast sie zmniejszać, coraz bardziej rosła. Hodowla penicyliny pojawiła się ponownie. Zrobiłam fotkę, wysłałam do wynajmującej, a ściany po raz kolejny spryskałam specjalnym anty hodowlanym sprejem. Dziś zawitał specjalista nr 2, zdemontował kabinę i brodzik, któren jak się okazało jest dobry, wstawił ustrojstwo do osuszania i poinstruował, że maszynerię należy wyłączyć, jak na wskaźniku będzie 2,6 % max czegoś tam.
W tej chwili jest wciąż 30%. Gdyby to obeschło jak należy, jutro nowa glazura i za dwa dni można dokonywać ablucjów-jeśli jutro nie będzie wymaganych 2,6 %, to się zapłaczę:(. W Renie nie można się myć, bo za wartki i głęboki. A po zapłakaniu- się pochlastam. Czy cuś :-(((


niedziela, 10 lipca 2016

Ja, ja (tak, tak)

W moim miasteczku wśród imigrantów z Europy najwięcej jest Rumunów. Na widok kobiety w opiętych na siedzeniu dresach można z 90 -procentową pewnością stwierdzić, że to Rumunka.
I tak przyszła do nas do pracy Nikoleta. Coś tam mówiła, coś tam rozumiała. Według "moich" Germanów nawet mi do piet nie dorastała w czasach kiedy zaczynałam. Być może dlatego, że jak nie rozumiałam, co mówią (do dziś nie rozumiem), to nie odpowiadałam na pytanie czy rozumiem, że rozumiem, tylko że nie rozumiem he he. Nikoleta niestety rozumie czy nie, na wszystko odpowiada ja, ja.  Maszyna się zepsuła-ja, ja, musisz bardziej uważać-ja, ja, masz brudne majtki -ja, ja... Przykłady można mnożyć. Czasem zastanawialiśmy się, czy ona aby tzw. głupa nie rżnie, bo momentami wyskakiwała z takim zdaniem, że nas wszystkich zatykało-że umie. Jedyne co sprawiało, że wiedzieliśmy, że nie wszystko rozumie, to to że kiedy było bardzo trudno, to wzywali Rumuna Daniela, co po germańsku biegle gada. Tło macie. Mój germański i germański Nikolety to hmm katastrofa raczej. Przyszła do pracy nowa Rumunka Marija, co to nawet głupiego danke nie potrafiła powiedzieć. I żeby było zabawniej-trafiła do mnie, do pary. Ludzie to był codzienny horror!. Jak takiej wytłumaczyć, co ma robić? I jak? Wołałam więc co oczywiste właśnie Nikoletę. I tak ja próbowałam wyjaśnić o co kaman, pokazywałam palcem, ona tłumaczyła i w założeniu miało iść. Nie szło. Bo o ile towar wkładać do kartonu Maria wkładała jak trzeba, o tyle ile, jakich i dlaczego tak etykiet na karton nakleić trzeba, już pojąć nie mogła. Latałam po swoim polu, obrabiałam też cudze, a kobiecie nie szło. W końcu żeby nie było więcej problemów, postawiłam babę do pakowania, posegregowałam etykiety, pokazałam palcem gdzie i ile kleić i uznałam, że na chwilę mam spokój. Niestety za moment rozległo się wołanie Janka Shreka pt. Edita chono tu (po germańsku oczywiście). Edita z wywalonym jęzorem poleciała, zobaczyła o co krzyk i ze zgrzytem w zębach, pianą na ustach, potem na czole i wszędzie oraz mordem w oku nazad zawróciła i durnej babie wymachała ręcyma pytanie, dlaczego nie zrobiła tak jak pokazałam? Wskazała palcem na Nikoletę. Wzięłam Mariję za wszarz i poleciałam do do tamtej upiornej baby. Moim ekhm ekhm fantastycznym germańskim pytam, dlaczego Marija po raz kolejny zrobiła inaczej, niż jej pokazałam? Ano dlatego , że Nikoleta uznała, że tak jak ona powie jest lepiej. Pytam skąd wiesz, że tak jest lepiej skoro pracujesz przy maszynach, a nie na pakowalni? I pewnie zgadniecie co odpowiedziała-no oczywiście ja, ja.Wykonywana przeze mnie praca naprawdę nie jest skomplikowana-trzeba tylko pamiętać co, komu, ile i w jakiej kolejności nalepić na zapakowany karton. Albo sobie to przeczytać. Albo jak się dwóch pierwszych czynności nie posiada, to po prostu patrzeć, o czym ludzie machają. No:-)

A tak na marginesie nie rozumiejących nic a nic. Wcale nie jest mi do śmiechu. Obok mnie zwolniło się w marcu mieszkanie. Stało puste do końca czerwca. Niestety nasza wynajmująca podpisała umowę z "socjalem" i wynajęła mieszkanie uchodźcom. Mieszkają od wtorku i już są pierwsze problemy-kubełek na odpady bio-niemąż wyniósł rano śmieci, patrzy a tam plastiki-panowie śmieciorkowie nie wezmą tego kubełka i zostawią do sortowania i niby kto to ma zrobić? W piwnicy (zbiorczej) mieliśmy narzędzia, bo latanie z różnymi rzeczami na górę i na dół, było z lekka niewygodne-do tej pory piwnica stała otworem i nic się nie działo, a teraz narzędzia zostały sobie wzięte, jak również miotła i szufelka. Oni nie mówią po germańsku wcale, więc jak im wytłumaczyć segregację śmieci i prawo własności? Do mojego raju zakradł się dżmij :(