środa, 23 października 2013

Wizyta w MOPS

Jakieś 2 lata temu odwoziłam hydraulika do domu. Z uwagi na wiek (około 50) i profesję stopień  jego trzeźwości podczas wykonywanej u mnie pracy był zadowalający. Znaczy się trzymał pion.
I tenże majster dokonał zwierzenia dotyczącego zasiłku stałego z MOPS. Ano ów pan pobierał co miesiąc ciut więcej niż 400 zł. Jednocześnie stwierdził, że on nie będzie się wysilał i szukał jakiejkolwiek legalnej pracy u uwagi na ów zasiłek oraz fuchy. Pan w wyniku nadmiernego ochlajstwa stracił zdrówko biedaczek i zasiłek mu sie należał jak psu buda. Siedział na tym zasiłku jak taki paczek w maśle zupełnie nie przejmując się rzeczywistością. Bo i po co. Państwo da i tyle. Jak ta opowieść ma się do mnie? Ano w kacie desperacji przełknąwszy dumę, udałam się do MOPS z prośbą o pomoc. Początkowo pani Pracownik Socjalny ucieszyła się, że przyszłam:" Ależ oczywiście pomożemy, niech się pani nie wstydzi, przecież po to jesteśmy". Poczułam, że kamień spadł mi z serca, jednocześnie obtłukując mi boleśnie palce. Okazało się bowiem, że z mężemswymidiotą nie zaposiadywuję wspólnych dzieci. Pani Pracownikowi Socjalnemu przestało być tak wesoło. Stwierdziła, że pieniędzy żadnych nie może mi dać, bo w tym roku jest to kwota 150 zł/miesiąc, których MOPS i tak nie ma, ale zamiast gotówki da mi talon jako zasiłek celowy,żeby "zabezpieczyć jedzenie". Zgodziłam się. Było mi wszystko jedno czy talon czy gotówka, bylebyśmy z Reksinkiem mieli co jeść.  Spisano protokół z rozmowy. Pani Pracownik Socjalny umówiła się ze mną na oględziny domostwa. Ok rozumiem, musi sprawdzić, czy to co mówię to prawda.Ale jak usłyszałam, że Pracownicy Socjalni będą odwiedzać moją rodzinę, celem sprawdzenia w jakich warunkach żyją i czy nie będą mogli wesprzeć wybrakowanej kretynki (mnie) - odpuściłam. Wycofałam podanie.
Wiecie jaka jest wartość tego talonu, co miał mi "zabezpieczyć jedzenie" na miesiąc? Tyle samo ile zasiłku gotówkowego czyli 150 zł. Nie bardzo wiem, jak miałabym wyżyć za takie pieniądze, bo nawet przy mojej przesadnej oszczędności jest to niemożliwe. I poczułam się poniżona. I to sprawdzanie mojej rodziny.
Nie, nie zrobię im tego. I tylko jedna rzecz mnie w tym wszystkim zastanawia - śmierdzący pijus, co sobie bimba całe życie na wszystko dostaje 400 zł. Ja pracowałam uczciwie, płaciłam podatki, po nic nie wyciągałam ręki aż do momentu, kiedy naprawdę jest mi bardzo źle i co dostaję w zamian? Jałmużnę bo inaczej tego nazwać nie mogę. W związku z powyższym Instytucji pt. MOPS bardzo dziękuję. Li i jedynie.


wtorek, 22 października 2013

Same niedobre wiadomości :-((

Zadzwoniłam do Sądu Okręgowego w Ostrołęce, żeby zapytać o czas oczekiwania na wezwanie.
Może jeszcze miesiąc, albo półtora, albo nie wiadomo ile bo tyle jest spraw rozwodowych. Super:-(.
Pacjent przyssany do butelki jak nie przymierzając niemowlę do piersi matki:-(.
Wczoraj drażnił się psem, więc dziś wygląda jakby mu kto przyłożył. Pies długo ostrzegał, żeby go zostawić w spokoju, ale idiota go nie posłuchał. Pies dziabnął go w okolice oka. Super, kolejny powód, żeby nie iść do pracy:-(.
 W mieście oraz pod domem zaczęli mnie nagabywać różni tacy, mocno wyzywając kretyna.
Są wyraźnie wściekli. Zaczynam obawiać się, że w celu dania nauczki kretynowi mogą chcieć mi skopać moje własne siedzonko:-((.
Wczoraj dostałam list od komornika, który zażyczył sobie danych mojego pracodawcy.Więc nawet moje z trudem wydeptane grosiki oraz założenie nowego konta nie pomogą w zdobyciu kasy na powrót do domu:-(.
 A na dodatek za dni kilka zostanie mi odcięty dostęp do świata, bo nie mam na rachunek telefoniczny.
Jest super:-(.
 Bilans ostatnich pięciu lat jest mocno ujemny. Właściwie idąc tokiem myślenia mojego nowego pracodawcy, cała załoga do zwolnienia. Cóż dobrowolnie pozwoliłam się okraść, więc pretensje mogę mieć tylko do siebie. I jest mi zwyczajnie wstyd za siebie. Za to że byłam taką łatwowierną kretynką. Stara a durna. Jeśli nie wyjadę gdzieś tam na roboty, w życiu nie spłacę (nie)mojego zadłużenia. Ale jak mam wyjechać, jeśli moja znajomość języków obcych jest w zasadzie żadna? I tylko dziury w murze robią się coraz głębsze od nieustannego walenia głową. W końcu mam przecież co chciałam -fajnego męża, ciszę i spokój, domek z ogródkiem na prowincji... Ech...

niedziela, 20 października 2013

Rozmowa rekrutacyjna-odsłona druga, czyli jak się pracuje na "śmieciówce"

Ostatnie dni były wyjątkowo paskudne. W ciągu 5-ciu dni zleciałam z wagi 6 kg. Niby fajnie, ale tylko niby.
Złamałam wszystkie możliwe zasady znane mi z terapii, żeby tylko mążwciążpijany poszedł do pracy i zarobił jakiś grosz.I kiedy w portfelu zostało mi tylko 2 zł, a i tak kupowałam jedzonko tylko dla zwierzaka, widok smutnych oczu Reksinka poruszył w nim resztki sumienia i powlókł się do pracy.Zarobił parę groszy, zapłaciłam prąd i zostało cokolwiek na jedzenie. A na dobitkę moja terapeutka uznała,że znów jestem współuzależniona. Super. A ja posunę się do stwierdzenia, że jestem nie tylko współ, ja jestem całkiem uzależniona. Od odrobiny jedzenia codziennie, od zapłacenia rachunków. Łatwo być niezależnym, kiedy ma się pieniążki. Posunęłam się nawet do tego, że schowawszy dumę do kieszeni, poszłam do opieki społecznej. ale to już na inny post, bo to co usłyszałam to zwyczajny skandal.
   
    Szczęśliwie dla mnie znalazłam ogłoszenei o pracę. Rekrutującym była agencja pośrednictwa pracy z "human" w nazwie. Hmm. Powinno być mięso mielone raczej, bo takiego draństwa jeszcze nie spotkałam.
Ale do brzegu. Zadzwoniono do mnie z propozycją spotkania, na które oczywiście zgodziłam się. Jako że byłam po za domem, szczegóły spotkania zostały przesłane mi SMS. Zgodnie z życzeniem pani rekrutującej potwierdziłam obecność smsem zwrotnym i cała uchachana leciałam do koleżanki, coby się pochwalić.
Jakieś 20 min, później otrzymałam kolejnego o odwołaniu spotkania i wyznaczeniu nowego terminu w bliżej nieznanej przyszłości. Cóż... Balonik euforii pękł i zdołowana powlokłam się do domu. Jakiś tydzień później znów zadzwoniło i umówiło się na kolejne spotkanie, solennie przepraszając za poprzednie zamieszanie.
Znów wróciła nadzieja na własny piniądz. Spotkanie miało się odbyć w knajpie odległej od miasta jakieś 3 km, a ode mnie w sumie 4,9 km, co w przeliczeniu na dojście piesze miało zająć mi 1h6min, co skrupulatnie wyliczyła telefoniczna nawigacja .Mądra jest ta nawigacja, widać że nie blondynka:-). Na Niemiłe Panie czekałam 1,5 godziny razem z pięcioma innymi dziewczynami. No cóż przynajmniej się dotleniłam. Niemiłe Panie nie odbierały telefonów, bo i po co miałyby to robić? W końcu jedna z oczekujących dziewczyn dodzwoniła się do Niemiłych Pań i uzyskała informację, że oczekują nas na stacji paliw na drugim końcu miasta, w sumie jakieś 7km od miejsca pierwotnie wyznaczonego. Czyli 1,5 godziny marszu. Na całe szczęście, jedna z  nieszczęśnic miała własne auto i w związku z powyższym zabrała całe zmarznięte towarzystwo na miejsce kolejnego spotkania. Niemiłe Panie tłumacząc przyczyny swego spóźnienia oraz zmianę miejsca spotkania korkami (wiecie,rozumiecie) posadziły nas przy stole celem omówienia warunków pracy i podpisania umowy. Korki za Warszawą na trasie Wyszków-koniec świata, ciekawa rzecz... Niemiłe Panie oznajmiły, ze muszą wymienić całą załogę, bo to złodziejki straszne są. Z resztą jedynym powodem całkowitej wymiany załogi w tej sieci są kradzieże. Sądzę, że i ja będę za krótką chwilę straszną złodziejką. Umowy zostały podpisane z każdą obecną na spotkaniu dziewczyną, bo każda wyraziła chęć pracy. Umowa zlecenie dodam że to jest. Pól etatu za 8 zł/h brutto. Czyli jakieś 540 zł na miesiąc. Max 600 zł. Mnie wzięto na tzw. pierwszy ogień. Pracuję od środy, zasuwam jak za starych dobrych czasów u starej wariatki Marychy - Marycha jest osobną historią, wartą opisania, nieprawdaż Wsóweczko ? :D. Na miejscu okazało się, że kierowniczka sklepu nic nie wie o nowych pracownikach,tudzież o kradzieżach, a pracujące tam dziewczyny zostały wyrzucone na bruk bez słowa wypowiedzenia. Wiem, że i mnie w każdej chwili może spotkać podobny los, bo pozostałe przyjęte są rezerwowymi trzymanymi na wypadek, gdybym zaczęła kraść. Niemiłe Panie nie musiałaby wtedy ponownie przyjeżdżać na to zadoopie, w którym mieszkam. Radość z każdej zarobionej złotówki skutecznie gasi mi wspomnienie łez jednej ze zwolnionych kobiet. Mąż alkoholik, trójka dzieci w szkole i tylko te 540 zł na utrzymanie...

czwartek, 10 października 2013

Klątwa mojej babci cz.II

Czasy prehistoryczne czyli" łagodne" dzieciństwo.

Z opowieści mojej matki na temat jej dzieciństwa wynika koszmarny obraz bitego dziecka, a później utrudnianie życia dorastającej dziewczynie pracami godnymi Kopciuszka. Przykład jaki podawała moja matka to zamazanie umytych wcześniej okien mazią zrobioną z popiołu i wody. Miało to zmotywować moją matkę do większych starań w celu zasłużenia na nagrodę w postaci wyjścia gdzieś tam z braćmi.
Bracia wychodzili, matka "jechała" po oknach, zdrapując zasychającą maź. Ile w tym prawdy - nie wiem.
Weryfikacja była niemożliwa. Babcia rozpytywana na okoliczność najpierw twierdziła, że surowym i karzącym rodzicem być należy, później zaś zmieniona wersja wskazywała na obecność w mojej rodzinie dobrej wróżki. Czyniąc małą dygresję - moim skromnym zdaniem mateczka ma winna być zamknięta w kozie do późnej starości i wypuszczana tylko na popas ciemną nocą. Ale wtedy nie byłoby tej historyjki:D.
     Owe fantastyczne metody wychowawcze były stosowane przez już dorosłą matkę mą, na mojej siostrze i na mnie. Czy wymierzane kary były dokładną kopią tych stosowanych przez babcię, czy też zostały wzbogacone inwencją własną mej matki  - nie wiem. Wiem, że były monotonne. W sposób mało finezyjny, bez fantazji i polotu byłam bita kilka razy w tygodniu szerokim pasem.
Niniejszym temat przemocy niezbędny do dalszej narracji uważam za zakończony.

Wielkopańskość.
Babcia była niezwykle utalentowana. Druty, szydełko, igły, tamborki, maszyna do szycia nie miały dla niej
żadnych tajemnic.Szyła dla ludzi, dla siebie, dla rodziny, robiła fantastyczne wykroje, haftowała, dziergała i co tam jeszcze chcecie. Na przełomie lat 50/60 były to niezwykle cenne umiejętności. Dziś też są.
Później będąc brygadzistką w zakładach tekstylnych stroiła się w kupowane ubrania, oszukując przy tym dziadka. Twierdziła, że to wszystko to stare ubrania, a ona na nic nie ma.I się jej należy. Dużo, Jak najwięcej. Na tym tle powstała rodzinna anegdota. Otóż mój tato, świeżo poślubiony mej matce małżonek dojeżdżał wówczas do pracy do Wrocławia z miasteczka, w którym mieszkali. Przez przypadek zobaczył babcię na zakupach w naszym pięknym mieście.Zaciekawiony patrzył na ilość zakupów dokonywanych przez teściową. Drogich zakupów. Nie pokazał się jej w drodze powrotnej. Po wyjściu z pociągu szedł za nią niezauważony. Korzystając z drugiego wejścia do domu, niezauważona przez nikogo babcia weszła do ciemnego pokoju, przebrała się w swoje codzienne ubrania, po czym przeszła do następnego, opowiadając jak to spędziła dzień na szyciu u klientki. W tym samym czasie mój tata przebrał się w nowe stroje babci i wszedł za nią do pokoju. Czy jako modelka miałby szanse na międzynarodową karierę, nie wiem, ale wiem,że teściowa nie darzyła go sympatią:-).Był w tamtym czasie jedyną osobą, która nie poddawała się dyktatowi babci, która nie znosiła żadnego nawet najmniejszego sprzeciwu. Miało być tak jak powiedziała, inaczej delikwent ponosił straszliwe konsekwencje.
Temat rozkazywania,nakazywania i wydawania instrukcji do natychmiastowego wykonania niezbędny do dalszej narracji uważam za zakończony :-). CDN...

środa, 9 października 2013

Klątwa mojej babci cz. I

Złapałam oddech. Nie można wciąż żyć koszmarem. Powszednieje.
W związku z ostatnim wyczynem aktualniezdychającegoidioty, przypomniało mi się, co parę lat temu powiedziała moja siostra o naszej babci.

Babcia H. w mojej dziecięcej pamięci zapisała się tylko jednym wydarzeniem, a mianowicie spożyciem nadmiernej ilości sałatki warzywnej i zaleganiem w terminie późniejszym ze zwisającym brzuchem na wersalce. Rzecz miała się w święta wielkanocne, prawdopodobnie przed wyjazdem mojej babci do wymarzonej Ameryki. Miałam wtedy 5 lat.
Babcia H. swą miłość matczyną sprawiedliwie podzieliła w ilości po 45% na  każdego z dwóch synów i 10% na jedyną córkę, moją matkę. Tak to przynajmniej wyglądało w opowieściach mojej matki i w moim odczuciu było w tym nieco prawdy. Babcia była osobą niezwykle despotyczną, ze skłonnością do wielkopaństwa. Taka mieszanka tworzy niestety osobę okrutną, o czym dane mi było przekonać się będąc osobą dorosłą. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Czas płynął. Babcia H. z chłopskim uporem dorabiała się majątku w wymarzonej Ameryce. Pracowała niezwykle ciężko i w końcu spełniła swój amerikandrim. Uznała, że nadszedł czas, aby pomóc swoim dzieciom w Polsce. Zaczęły napływać amerykańskie paczki. Inne do nas, inne do wujka i jego rodziny. Dla wujka, jego żony i dzieci nowiutkie ubrania ze sklepu, słodycze,zabawki, dla nas ubrania ze zbiórek. Wiemy o tym tylko dlatego, że kiedyś babcia pomyliła paczki i do nas trafiła ta przeznaczona dla wujka.
Być może właśnie dlatego jesteśmy tak bardzo pomysłowe w tworzeniu różnych rzeczy z tego co jest aktualnie dostępne, przy czym mojej siostrze nie dorastam nawet do pięt (klik) :-).
   Pierwsza do Ameryki wyjechała moja matka, potem wujek z rodziną, który został na stałe.
Matka jeździła tam parokrotnie. To co wyprawiała, było owiane tajemnicą do czasu , kiedy do Ameryki pojechałam ja z malutkim synkiem. Dość długo babcia mnie obserwowała. Wpadała do domu o różnych porach dnia tak jakby mnie sprawdzała. Posiedziała przez chwilę, po czym wracała do pracy, by znów powrócić o innej niż zapowiedziała godzinie. Dziwiło mnie takie zachowanie, ale przecież zupełnie jej nie znałam. Jak później wyjaśniła, chciała sprawdzić jaką jestem osobą, bo za swoja córkę, a moją matkę musiała bardzo się wstydzić. Potem uznała,że należy pomóc mi w wychowaniu mojego dziecka, bo zupełnie sobie z tym nie radzę. Proponowaną metodą było jednokrotne uderzenie trzcinką, tak aby karany delikwent posiusiał się z bólu. Wtedy z całkowitą pewnością zapamięta, czego ma nie robić. Osoba na której miałam stosować te wypraktykowane wspaniałe metody, liczyła sobie nieco ponad dwa latka...
Jako atrybut wielkopańskości babcia posiadała szafy pełne poliestrowych kostiumów, bluzek, sukienek, sztucznych futer na różne okazje, butów z 50 par i niezmierzone zasoby sztucznej,bardzo błyszczącej biżuterii.
Czasem będąc w dobrym humorze groziła mi, że jak się będę porządnie prowadzić, to całe te niezmierzone dobra zapisze mi  w spadku... Uwierzcie, że pokusa zejścia na złą drogę była bardzo silna :D. A w celach edukacyjnych w pewną mroźną, słoneczną niedzielę zostałam zabrana na wycieczkę poglądowo-wychowawczą śladami mojej matki... CDN



niedziela, 6 października 2013

Matrix

Nie wiem, kiedy będzie mi wesoło. Staram się ze wszystkich sił, ale...Wczoraj wyszłam na kilka godzin z domu, bo myślałam,że się uduszę. Zgodnie z zasadami terapii nie odbierałam telefonu od drania. A dzwonił bez przerwy. Myślałam jak głupia, że skoro zobaczył, że mnie nie ma a zawsze jestem, coś tam zaświta w pustym łbie. Nic bardziej mylnego! Dzwonił żeby sprawdzić, kiedy wrócę.Wróciłam i to co zobaczyłam przerosło mnie.
W domu chlew, a w moim łóżku jedynym jakie posiadamy, śpi razem z tym ochlajem obcy żul. Klasyk melina. Piznęłam żula kluczami przez łeb, wezwałam policję...
     Co ja zrobiłam z własnym życiem? To się nie dzieje naprawdę, to jest jakiś równoległy świat, to Matrix...:-(((
     3 sierpnia 2008 roku byłam jeszcze szczęśliwą kobietą. Miałam własny dom, pracę którą lubiłam, czystą historię kredytową i co najważniejsze kochających ludzi wokół siebie. Byłam pełna nadziei na przyszłość, którą widziałam w kolorowych barwach. Moja dzisiejsza rzeczywistość to brak pracy, środków do życia, wpis do BIK, komornik, zablokowane konta, walające się po podłodze butelki i szklanki, rozdeptane jedzenie, najbliżsi i ukochani tak daleko, pozostawieni w innym lepszym świecie, który opuściłam dobrowolnie i bez przymusu 4 sierpnia 2008 roku, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu jadącego w kierunku tego przeklętego miejsca.

piątek, 4 października 2013

Nic nie dotarło

Obiecałam coś śmiesznego o Reksiu na dziś, ale nie dam rady. Innym razem. Wczoraj wieczorem poooooszły konie po betonie, i tak sobie latały noc całą, którą znów mam nieprzespaną. W tej chwili mam w łóżku śmierdzące, napite zwłoki, które na szczęście zamknęły dziamgolącą  paszczę. Jeśli zwłokimężamego zaczną wołać o pomoc, a zaczną bo jakże by nie, wyjdę z domu.
Wciąż mnie zastanawia, a próbowałam to wielokrotnie wyjaśnić we właściwej instytucji, mianowicie w komendzie powiatowej, jak to jest, że oni wiedzą, kto i gdzie handluje wynalazkami, wiedzą, że okoliczni nałogowcy umierają od tego i nic z tym faktem nie robią? Jakoś nie słyszę o nalotach na tych handlarzy.
W centrum miasta funkcjonuje wręcz hurtownik. Sprzedaje ten syf, "ruskie" papierosy, narkotyki.
Tak bardzo jest znany, że nawet ja o nim wiem. Zwłokimężamego zaopatrują się u brata tegoż hurtownika.
Ich siostra też handluje. Po mamusi to mają. Taki można powiedzieć rodzinny interes. Kiedy rozmawiałam z miłą funkcjonariuszką policji o tej ważkiej kwestii, usłyszałam, że policja robi "naloty", rekwiruje to co znajdą, URZĄD CELNY (dlaczego oni?) wylicza wartość wynalazku i delikwent kwotę w granicach 1500 zł zanosi w zębach do Urzędu Skarbowego. Zatkało mnie. Bo jeśli mamy tak idiotyczne prawo, to po jakie licho tzw.Państwo Polskie poluje na przemytników," zapominając" o sprzedawcach i  nie zwalcza ostro własnej "konkurencji"? Dzielnicowy, którego bardzo chciałam poznać osobiście, nawet na dyżurze jest dla mnie niedostępny i pomimo wielokrotnie zostawianego nr telefonu z prośbą o kontakt, nigdy nie oddzwonił.
Boi się mnie? Czy ewidentnie lekceważy z jakiegoś powodu? Nie wiem.
  Kolejną sprawą o której nie miałam bladego pojęcia i przyznam szczerze mogłam żyć bez tej wiedzy,
jest informacja o tym dlaczego leczenie alkoholizmu i współuzależnienia jest w Państwie Polskim bezpłatne.
Wiecie dlaczego? Ano dlatego, że WSZYSCY jak jeden mąż płacimy na to. W doliczonej do napojów alkoholowych akcyzie. W zezwoleniu uiszczanym przez sprzedawców na konto urzędu gminy a wysokość tej kwoty jest zależna od wysokości obrotu tymi towarami. To olbrzymie pieniądze. Jedne z większych kwot, które wpływają do ogólnej państwowej skarpety. Dziurawej bardzo. Dlatego nie rozumiem tego cichego przyzwolenia na pokątny handelek. Dlaczego tzw. Państwo Polskie nic nie robi z uciekającymi od niego grosikami? Przecież wiadomo, że taki bez grosza pójdzie do handlarzyka i kupi ćwiarteczkę za 3 zł, często na "krechę". Cały zysk zgarnie ten handlarzyk, notabene zwyczajny truciciel. A uwierzcie, że taki przeciętny "sprzedawca" wyciąga średnio lekką rączką 1500 zł na czysto. Miesięcznie. Koszty społeczne i ekonomiczne ponosimy solidarnie wszyscy. W imię czego, nigdy nie zrozumiem.
     I wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Najgorsze jest to, że znów zaczęłam używać tego strasznego zdania charakterystycznego dla osoby współuzależnionej, mianowicie: "a najgorsze jest,że...".Zdania którego nie słyszałam u siebie już od bardzo dawna. Ale dam radę. Nie dlatego, ze muszę.
Dlatego, że chcę.
     

czwartek, 3 października 2013

...

Do pacjenta wczoraj coś dotarło. Coś czyli mój komentarz o zwierzaczku. Całą noc łaził i powtarzał, ze nie odda nikomu pieseczka, bo to jego domek jest. Rano ogarnął się i poszedł do pracy. Znaczy się, nie muszę latać po lesie w charakterze nimfy błotnej w celach zarobkowych. Znaczy się też, że nikogo nie otruję grzybami ;-). Psinek będzie miał swój rosołek. I wczoraj moje słoneczko zrobiło coś cudownego :-).
Jutro napiszę. A dziś... Dziś nowy dzień, nowe siły:-). Dziękuję Wam ogromniście:-).

środa, 2 października 2013

:-(((

Ja już nie mam siły. Ten debil śpi pijany w kotłowni. Ale nie o niego mi chodzi.
W portfelu zostało mi jakieś 40 zł do nie wiem kiedy. Zadzwoniła sąsiadka że jest chętny na moje psie dziecko, moje słoneczko, mój skarb, mojego Reksia. Reksia, który mieszka w domu a nie w budzie, bo ma chore stawy, któremu gotuję rosołki na udkach i obieram z kości , krupniczek na wątróbkach, serduszkach, żołądkach,bo ostatnio zapchały mu się jelita i o mało go nie straciliśmy,który rybki wsuwa aż miło. Jeśli ten idiota nie ogarnie się, a ja będę musiała stąd wyjechać, co stanie się z tym cudnym stworzonkiem? Którego obecność w zeszłym roku sprawiła, że żyję?
Tutejsi ludzie zwierzęta mają za nic. Tutejsi ludzie karmią psy chlebem moczonym w wodzie, jako luksus dodając łyżkę smalcu, tutejsi ludzie z nastaniem jesieni wywożą swoje zwierzęta i porzucają je w lesie, samotne i przerażone... . Tutejszych naprawdę ludzkich ludzi mogę policzyć na palcach obu rąk...
Kto go będzie kochał jak ja?
Co jeszcze muszę przez pijaka stracić?


 Chociaż zaczyna brakować mi sił, wytrzymam do rozwodu. Może uda się zabrać cudaczka ze sobą.
Dam radę, dam radę dam radę...


wtorek, 1 października 2013

Status: wysłane:-(

Jakieś 3 tygodnie temu do mężamegoniewiemgdzieprzebywajacego podczepił się pasożyt.
Pieprzony pijak z wyrokiem w zawiasach za pobicie żony. Wyczuł pieniądze i bratnią duszę. Nie szło pasożyta odpędzić... A mążmójzapewnewsztokpijany jak dziecko poleciał za wspaniałą zabawką.
Z nowym starym kolegą. Pewnie świetnie się bawią. Tak bardzo świetnie, że wyłączył swój telefon.
Od kilkunastu godzin nie wiem co się z nim dzieje. Już drugi raz mi to zrobił.
Nie wiem jak sobie poradzę jeśli szybko nie wróci...Mam na myśli finansowo.
Ale papiery podpisane, w kopertę zapakowane, odniesione na pocztę - status wysłane...