środa, 22 lutego 2017

Pół palety i inne różności

Od dwóch dni o godzinie 20,45 kiedy jadę do pracy, na termometrze w aucie widzę 14 stopni. Rano o 5,05 jest 11,12. Ptaki drą mordy jak szalone, na krzakach maciupeńkie pączki, w jednym z ogródków
widziałam przebiśniegi.

Życzenia urodzinowe od szefa nr 1 brzmiące jak nasze czyli stolat ciężkich robót, na drugi dzień okazało się wezwaniem do kadrowej i podpisaniem umowy na czas nieokreślony. Kiedy powiedziałam kadrowej, że mi prezent zrobiła urodzinowy, to mi na to odrzekła, że mi życzy dużo zdrowia, bo mi będzie bardzo potrzebne. Jako że język ojczysty był w użyciu po obu stronach-kadrowa jest Polką-zrozumiałam wszystko jak trzeba hrehre hre.

Po czym w poniedziałek zrzuciałam sobie na stopę pół palety. Paleta rąbneła o moją nogę, odbiła się i poprawiła. To się zastanawiam, czy podwójne upadnięcie pół palety, można traktować jak jedno całej? Paleta była uprzejma rąbnąć nie w metalowy nos, a powyżej. Na szczęście gruba skóra buciora roboczego złagodziła szkody. W tej nie ma nawet siniaka, aw miejscu uderzenia czuję tylko lekki ból.
Tak jak Państwo widzo empirycznie sprawdziłam, że praca szkodzi zdrowiu. No.


Do napisania się z Państwem

poniedziałek, 20 lutego 2017

Zmiana kodu piątka z przodu

 ak wieść gminna niesie, dnia 7 lutego roku pańskiego 1967 o godzinie 9,40 rano w szpitalu położniczym przy pl. Hirszfelda we Wrocławiu byłam uprzejma pojawić się na świecie. Nie prosiłam się o to, no ale jak się już stało, to trudno. Się nie odstanie.
Pierwszą przymiarkę do piątki miałam trzy lata temu, kiedy w urodzinową noc śniło mi się, że to właśnie dziś. Gdzieś na pograniczu snu i jawy zadałam sobie pytanie czy to już? Po czym obudziwszy się całkiem, z ulgą stwierdziłam, że jeszcze nie. Za to w tym roku już tak.

   Zasadniczo każdy wie ile ma lat. A jak nie wie, to zawsze znajdzie sie jakiś uprzejmy przypominacz, który z lubością przypomni nam o liczbie na naszym życiowym liczniku. Do tej pory była to własna matka, która sztucznie szlochając dzwoniła/pukała do drzwi o godzinie przyjścia na świat i w formie życzeń wypominała człowiekowi jego wiek. Jako że miałam okazję przy okazji urodzin mojej siostry, zapytałam czy musi. No jak widać nie musiała, bo na mnie sobie oszczędziła. Za to w pracy zdecydowana większość kobiet młodszych ode mnie z lubością dziamgoliła w ustach tę nieszczęsną piątkę, jedna która kończy 50 za trzy miesiące dość idiotycznie zapytała, jak się dziś czuję. Tak samo jak kiedy miałam 40,30 czy 20- odpowiedziałam. Wiek ma się w głowie. Jednej szczególnie miłej powiedziałam, że mam lepiej niż ona, bo krócej do emerytury.
Włoch Giuseppe stwierdził, że jestem starym workiem. Niestety nie rozumiem włoskich dowcipów i do szału mnie doprowadziło, że nie mogłam mu odpowiedzieć, że jest starym flakiem, pierwszy szef ze złośliwym chichotem życzył mi 100 lat ciężkiej pracy w naszej fabryce (na drugi dzień zrozumiałam dlaczego), natomiast drugi z wielkim taktem i kurtuazją życzył wszystkiego najlepszego. Szef nr 1 wyżarł wszystkie malinowe i ananasowe galaretki z mieszanki krakowskiej, którą pasjami uwielbia, a którą mogę zakupić w miejscowym sklepie, zaś szef nr 2 padł ofiarą mojego germańskiego.

Ania wybacz, ale muszę:)))-pisownia mniej więcej jak się powinno mówić. W tym przypadku raczej mniej.

Kuchen-kuchen-ciasto 
Küche-kiuche-kuchnia
küssen-kiussen-całować


Ja oczywiście popiętroliłam te słówka i wyszło mniej więcej coś takiego:

Czy chciałby Pan całusa(miało być ciasto)? -zapytałam grzecznie po odebraniu życzeń 
Nie-zakrzyknął z całom mocom i w wyraźnej panice on
Nie????-zapytałam zdębiała
Nie-odparł mocno on
To może cukierka?-zapytałam kurtuazyjnie, bo skoro ciasta nie, to może cukierka by zechciał i podeszliśmy razem do stolika z cukierkami. Nie bacząc na dziwny wyraz twarzy mojego szefa, brnę dalej:
Szkoda, że pan nie lubi całowania(kiusen( ( miało być ciasto-kuchen), bo mam dwie różne kuchnie (Kiuche-miało być Kuchen) upieczone z polskich przepisów. 
Nie, dziękuję-rzekł słabo on cały czerwony na twarzy i dziwnie mi sie przyglądając.
W tym momencie dotarło do mnie, że coś jest bardzo nie tak i gromko wrzasnęłam ; 
Lidia Hilfe !!(pomocy)
Co się stało-pyta ona
No proponowałam szefowi ciasto, potem cukierki, a on ma dziwną minę
A co mu powiedziałaś?
No tak i tak i rozumiem, że coś mi nie bardzo poszło. 
Lidia ryknęła homeryckim bez mała śmiechem, powiedziała mi co powiedziałam, potem przetłumaczyła szefowi, co ałtorka wypowiedzi miała na myśli, szef z ulgą przystał na spożycie sernika domku oraz fal dunaju, po czym wrócił i stwierdził, że polskie pieczone kuchnie są bardzo smaczne :))))
A na drugi dzień na mój widok najpierw zaczerwienił się jak panienka, potem nieśmiało uśmiechnął, a ja poczułam sie zmuszona powiedzieć, że nie musi się bać, tym razem całkiem już poprawnie.

To do napisania się z Państwem:)