poniedziałek, 30 grudnia 2013

Koniec roku

Mam chandrę, łamanie w kościach więc pewnie jakaś grypa się przyplącze, kryzys wieku średniego,'koniec roku i zawiść mi wątpia szarpie na widok mężawciążmegoaktualnietrzeźwego szalejącego z pędzlem po płótnie. I nawet sobie podśpiewuje w szale tworzenia:-(. A ja nawet czekolady nie mogę się najeść w ramach poprawy humoru, bo mi wątroba daje znać o sobie:-(. Jawna niesprawiedliwość!!!
To sobie pomyślałam (ha, ha ja i myślenie), że przeczytam może coś zabawnego, lekkiego co czarne chmury złego humoru odpędzi. I poszłam do biblioteki, i poprosiłam pracującego tam fachowca o coś lekkiego i zabawnego, i dostałam Grocholę... Nie przepadam za nią, ale uznałam, że skoro coś lekkiego, to Grochola może być. I wróciłam do domu, herbatkę z cytryną sobie zrobiłam, kocem się owinęłam na fotelu i czytać zaczęłam... Przez całe 169 stron próbowałam się pośmiać, ale nie dało rady. A nie dało, bo "Trzepot skrzydeł" traktuje o gorącej przemocy domowej. O sprawcach i ofiarach. O tym co silniejszy może zrobić słabszemu. O powolnym odbieraniu osobowości. Na poważnie i bez przymróżenia oka. Nadal nie przepadam za Grocholą, ale książka nie była zła. I tylko zastanawia mnie, jakim trzeba być człowiekiem, żeby akurat tą pozycję polecić jako lekką, łatwą i przyjemną?  Zagwozdka.

Ale najważniejsze w tej chwili to życzenia dla Was :-)


Moim przemiłym czytaczom tym jawnym i tym ukrytym życzę szampańskiej zabawy, dotrzymania postanowień noworocznych, marzeń które na pewno się spełnią i wszystkiego naj, naj, najlepszego w nadchodzącym roku. I żeby był lepszy od tego, co się kończy.

                                                     HEPPI NIU JER :D





piątek, 27 grudnia 2013

Znaki

Sądząc po ilości psiej sierści jaką dziś odkurzyłam po dwu dniowym odpoczynku po tej jakże zajmującej czynności - idzie wiosna. Z resztą psy biegające sobie beztrosko po ulicy też mają wyłażące kępy sierści. I pewnie uwierzyłabym w tę nadchodzącą wiosnę wszak zwierzęta prawdę pokazują, gdyby nie zdumiewająca żarłoczność mego pieseczka, co z kolei zwiastuje mroźną i długą zimę. To jak to jest z tymi znakami od natury?
Z kolei znakiem nadchodzącej mej starości jest zaćmienie umysłowe, które objawiło się w postaci zalanej łazienki. Plan był taki, żeby odkręcić kran nad wanną i nabrać wody do wiaderka, celem wykorzystania jej w procesie dalszego oczyszczania podłóg. Dlaczego przy mocno lejącej się wodzie z kranu, odkręciłam prysznic zalewając ściany, okno, podłogę i siebie - nie mam bladego pojęcia. To też pewnie jakiś znak, którego nie potrafię odczytać.
Za to bez znaków a z dwutygodniowym poślizgiem spłynęło na mnie natchnienie, że skoro wciążmąż otrzymał grubą kopertę z Sądu, podobną powinnam otrzymać i ja. Wykonawszy dwa telefony -jeden do sekretariatu Sądu Okręgowego, gdzie dla odmiany siedział człowiek i bez zbędnych ceregieli udzieliła mi (bo człowiek był kobietą) informacji dotyczących korespondencji. A mianowicie że i owszem list do mnie też został wysłany, mało tego-poznałam termin rozprawy. Telefon nr 2 na pocztę potwierdził obecność miłego liściku:-). Otóż prą państwa 28 stycznia 2014 r. o godzinie 9.00 czyli bez opóźnień, bo będę pierwsza, w sali nr 4 odbędzie się rozprawa ja vs wciążmąż. Doczekałam się więc. I tylko gnębi mnie jedna natrętna myśl: że nie tak miało to moje nowe życie wyglądać, nie tak...

niedziela, 22 grudnia 2013

Takie tam drobiazgi.

Maraton w TM zakończony. Dziś byłam ostatni raz w tym roku. Czy w następnym będę-nie wiadomo, bo umów nowych brak. Agencja twierdzi, że wysłała, kierownictwo zaś, że nic nie otrzymało. A ja osobiście i personalnie na własne rodzone oczy w zeszłą środę widziałam kopertę z napisem KADRY.
Na kolana padać nie zamierzam.

W kwestii grubych kopert to w zeszłym tygodniu nadejszła jak wiekopomna chwiła taka jedna, mocno przeze mnie oczekiwana.
Wciążmążaktualnietrzeźwy do dziś jej nie otworzył, a to z tego prostego powodu, że zerknąwszy na nr sprawy widniejący na kopercie, oświeciłam go w kwestii zawartości. Używając jakże adekwatnego do sytuacji regionalnego określenia stopnia zaambarasowania, wciążmąż "spiździł się" mocno. Oblicze jego przybrało kolorystykę zbliżoną kolorem do barwy flagi dawnych wschodnich narodów zjednoczonych.
Zabrakło na nim (obliczu znaczy się) sierpa i młota, ale nie wymagajmy za dużo:-).

I znalazłam kolejny powód dla którego znalazłam się w tym dziwnym miejscu. Mianowicie miałam się odkochać. Co też uczyniłam. Do czasu przyjazdu do tego dziwnego miejsca bezrozumną miłością, wiarą i zaufaniem darzyłam naszą policję.
Takie zboczenie miałam. Ale nie sposób przymknąć oka na następujące działania:
1. Duży sklep, starszy pan chce zapłacić za wódkę banknotem 20 zł wydrukowanym na drukarce!.
Jest wezwana policja, przyjechali a jakże, jeden z nich spisuje zeznania i zatrzymuje fałszywy znak pieniężny, drugi natomiast do marudzącego starszego pana, że długo, że czas ucieka, mówi: "Trzeba się było z paniami dogadać".
2. Młodociany nietrzeźwy jeździ samochodem. Nie posiada prawa jazdy. Fakt jest zgłaszany na policję. Jest podany nr rejestracyjny auta, marka i nazwisko delikwenta. I co? Młody jeździ do dziś. A zaczął jakieś 4 lata temu. Trzeba chyba czekać aż kogoś rozjedzie.
3. Zespól interdyscyplinarny. Ofiara przemocy domowej spowiada się ze swojego życia, bo chce sprawcy ograniczyć prawa wychowawcze i co słyszy od policjanta? "Po co go pani drażniła? "
4. Ofiara przemocy psychicznej boi się zgłosić na policję nękania przez męża-sprawcę, bo mąż był policjantem. Efekt jest dramatyczny. Jak w sobie udepczę uczucia z tym związane, to opiszę co się wydarzyło.
5. Mąż będący pod wpływem alkoholu zostaje zatrzymany za jazdę w stanie nietrzeźwym. I cóż robi policja oprócz wezwań wysyłanych do męża? Ano wysyła wezwania do żony, co by "porozmawiać z żoną o mężu ale po za jego oczami".
6. I curiosum - kolega męża uderza jego żonę pod nieobecność tegoż męża. Zapłakana żona dzwoni na policję, tam jest wypytywana o swoje dane, tudzież po ich podaniu o imię męża i co słyszy? Ano słyszy od policjanta dyżurnego: "Proszę zadzwonić do męża i jemu to opowiedzieć". Zszokowana kobieta nie dowierzając własnym uszom, usiłuje zrozumieć dyżurnego i powtarza jego słowa, dodając iż uderzający jest pod wpływem alkoholu i jeździ samochodem. Kobieta pamięta tylko kolor tego auta, ale podaje imię, pseudonim i miejsce zamieszkania sprawcy. I co słyszy w odpowiedzi? Ano słyszy," że jakby co, to ma dzwonić a teraz dyżurny musi kończyć rozmowę, żeby nie przedłużać".

To tylko takie bardziej drastyczne przypadki. Pomniejszych jest cały worek. Więc musiałam się odkochać.
Li i jedynie.

piątek, 13 grudnia 2013

O tym jak z głupoty dorobiłam się świątecznej roboty.

Od prawie dwóch tygodni żyję jak w kieracie, a to za sprawą pracy w TM. Wadą bowiem umowy zlecenia jest brak praw pracowniczych związanych min. z czasem pracy. Zeszła środa 12 h, czwartek 10 h, piątek na 10 rano, derekcja odwiozła mnie do domu o 3.30 w sobotę rano, czyli 17 h, , sobota i niedziela minęły nie wiadomo kiedy, w poniedziałek złapało mnie przeziębienie i i tylko 8 h pracy, we wtorek ledwo mówiąc dogorywałam w łóżku, w tę środę pracowałam 13 h, a wczoraj tylko 8. Dodawszy do tego codzienny 4 km spacerek w te i nazad oraz możliwość usiądnięcia w ciągu dnia na jakieś 10 min i podejszły wiek swój, zrozumiałym stanie się fakt, że doznałam pomroczności jasnej i zezwoliłam na prace budowlane mężowimemuoddwóchtygodnitrzeźwemu w domu naszym. Onżesz bowiem okiem trzeźwym swym rzuciwszy spojrzenie na stan posiadania opału, zatrwożył się wielce i za robotę konstruktywną się wziął.
Bo tym ostatnim razem uczciwie, aczkolwiek z duszą na ramieniu zastosowałam się do rad terapeutów i zostawiłam go odłogiem. Nie było to proste i oszczędzę drastycznych szczegółów, ale wydaje mi się, że podziałało, vide tytuł tego posta.
Tak więc mamy pomroczność mą jasną, zapał do pracy mężamegoaktualnietrzeźwego, prace budowlane w domu i cale tony pyłu gipsowego. Albowiem azaliż i ponieważ ów pył pojawił się wyniku szlifowania
budowanej atrapy kominka, która to atrapa miała być dokonana we wrześniu.
Atrapa wyszła przecudnej urody, mąż ma jeszcze dorobić gipsowe polana brzozowe i ekhm, ekhm "ogieniek" co już mi kiczem trąci, ale nasz klient, nasz per pan ( ja bym tam półki na książki zrobiła, ale atrapa nie moja), w niedzielę dzieło jedzie do klienta, a ja zostaję z wszech zalegającym białym pyłem. I jakkolwiek lubię pracę W gipsie, dokładnie wręcz przeciwnie nie znoszę sprzątać PO gipsie. I w taki właśnie sposób zostałam przymuszona do wykonania świątecznego sprzątania, którego w inny sposób dobrowolnie bym nie zrobiła. Bo o ile rozumiem zasadność świątecznych porządków w dawnych wiejskich chatach, o tyle "tradycji" porządków świątecznych dzisiaj, nie ogarniam. Bo jak kto sprząta, to ma czysto cały rok, a jak nie sprząta, to mu święta nie pomogą. Empirycznie tego doświadczałam lata całe. Ale psuć Wam atmosfery przed świątecznej nie będę i nie opiszę doświadczania :-). Tak więc jeszcze dziś i jutro TM, a niedziela i poniedziałek na roboty przymusowe. Li i jedynie.