środa, 26 czerwca 2013

Charakter mi się wredny zrobił...

Obok mnie mieszka rodzina. Małżeństwo polsko-romskie i ich dzieci. Na hmm Romce (będę poprawna politycznie) zostałam zmuszona do ćwiczenia asertywności. W życiu bym się po sobie nie spodziewała, że będę w stanie obcą osobę wyzwać od debili i nieuków łamane przez tumanów. A jednak.
Jeszcze niedawno cała zapłakana schowałabym się w jakimś ciemnym kącie. Ale nie teraz. Dzisiejsza ja to już nie tamta zastraszona szara mysz.
Tak długo babsztyl okropny dopiekał mi do żywego, że w końcu nie wytrzymałam. Powiedziałam co miałam do powiedzenia, dodając te mało sympatyczne epitety. Babsztyla zatkało. Precedens się stał, bo do tej pory nikt nie odważył się stawić jej pola. Woleli ustąpić niż narażać się na obelgi, bo mordę ma niewyparzoną.
 A ja nic - kamienny spokój i swoje.
     I tu się objawił mój świeżo nabyty wredny charakter - miałam" radochę" , zwyczajną ludzką radochę,że w końcu mi się udało. Że w momencie, kiedy ktoś mnie gnębi, potrafię o siebie zawalczyć. I chociaż wiem, że przede mną jeszcze dużo pracy nad swoją własną osobą, to ten balon asertywnej euforii utrzymuje się do dziś :-)).

P.S. O tej uroczej rodzince jeszcze będę pisać.

wtorek, 18 czerwca 2013

Prosta sprawa.

Rzecz ma się o sądzie oraz o czasie orzekania. Po tym w jaki sposób jest prowadzona sprawa, która wydawałoby się, że jest prosta i oczywista, a trwa już 9 miesięcy, nie dziwi mnie, że w niektórych skomplikowanych przypadkach wydanie prawomocnego postanowienia trwa dziesiątki lat.
Pozbawienie tytułu wykonawczego wykonalności (dżizas jak ja lubię ten zwrot :-) ) w jego części.
Pieniądze wpłacone wierzycielowi- są, pokwitowania od wierzyciela- są, niechęć wierzyciela do potwierdzenia   u komornika tychże wpłat- jest( w końcu źródełko kiedyś wyschnie, więc trzeba jak najdłużej doić ofiarę).
Sprawa w sądzie- jest, kuriozalne wnioski strony pozwanej składane w dniu rozprawy- są, przekładanie sprawy na kolejny miesiąc-jest.
Wszystko miało zakończyć się w czerwcu. Tak sędzia stwierdziła w maju, ale uznała też, że w tej sprawie musi wypowiedzieć się komornik. I co?
Komornik się nie wypowiedział, bo akta nie wróciły do niego  z sądu. Dla odmiany tym razem nie pozwana a sąd nawalił. Gdyby to nie chodziło o jakieś 30.000 zł plus odsetki-dałabym sobie spokój. Piszę "dałabym", bo od czasu jak pełnomocnik mężamegoprawitrzeżwego położył już dwie sprawy na duuuuże pieniądze, sama niewprawnymi mymi dłońmi oraz prawnie nie wykształconym umysłem tworzę wnioski,aneksy i inne takie niezbędne papierzyska. I zaciskam mocno zęby, bo do czasu zakończenia tej zabawy nasz wyjazd po euro czekające na nas na każdej ulicy (podobno) w odległej Germanii, odsuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
I tylko "niemyślenie" o kolejnej zimie na tym zadoopiu oraz wynajdowanie sobie głupich zajęć trzyma mnie przy zdrowych zmysłach, chociaż jak wiadomo zwrot "zdrowe zmysły " w moim przypadku jest tylko zgrabną figurą retoryczną :-)


poniedziałek, 10 czerwca 2013

rozmowy niekoniecznie kontrolowane :-)

Koncert.
Rozmowy ze Starą Pijaczką są jak zwykle ekscytujące. Wczoraj wieczorem zadzwoniła i pyta;
-"dlaczego mój zięć kłamie?" Dzizas o co jej chodzi? Co sobie przypomniała w pijackim widzie?
Ale nie, tym razem podpadł szwagier. 
-"Ludzie chodzą tam i z powrotem, tam i z powrotem, więc się go pytam, po co ci ludzie tak chodzą i chodzą.
A on mi na to,że dzień dziecka jest. Dlaczego on kłamie? Poszłam na ulicę i się ludzi zapytałam. I on kłamie. To Dżem ma koncert a nie dzień dziecka."
Spróbowałam wyjaśnić Starej Pijaczce, że może miasto zorganizowało ten koncert* dopiero teraz, bo zespół mógł dopiero teraz. Wystąpić. A mamunia na to, że to nie dzień dziecka bo ten koncert za duże pieniądze. Skąd czerpała taką wiedzę, jest zagadką wszechświata. Ale nic nie docierało. Kłamali i już. Mówię jej ,że nie mam pojęcia dlaczego "oni kłamią", że przecież mieszkam ponad 500 km dalej, więc niech się ich zapyta.
W nagrodę otrzymałam okrutne stwierdzenie, że jestem taka sama jak siostra i rzut słuchawką. Taka sama czyli jaka? Kłamliwa ? :))

*Imprezy z okazji Dnia Dziecka trwały od wczesnych godzin przed południowych. Zespół Dżem wystąpił na zakończenie i wstęp był całkowicie darmowy. Wcześniej tych chodzących ludzi nie widziała ???...

Zakład ubezpieczeń.
Godzina 5.36. Dzwoni telefon. Zrywam się nieprzytomna, bo zasnęłam jakieś pół godziny wcześniej,  z trudem dociera do mnie kto dzwoni. Odbieram.
-"Przepraszam,że tak wcześnie dzwonię, ale chciałabym dowiedzieć się o ubezpieczenie."
Coś chyba ze mną nie tak, bo nie rozumiem o co pyta.
-"Mamo o co Ci chodzi? Jest blady świt- 5.36 !!!"
-"A to ja panią przepraszam, myślałam, że to zakład ubezpieczeń."
Dla odmiany ja walnęłam słuchawką. Musiała pić całą noc.A jest trzy tygodnie po operacji na otwartym sercu...

czwartek, 6 czerwca 2013

Dziękuję Ewo, znów miałaś rację...

No nie da się spać. O 5.55 jakiś strudzony życiem wędrowiec przemierzał chwiejnym krokiem ul. Kryminalną, zdobną do połowy kostką. Wyłożenie drugiej części  zaplanowano na bliżej nieokreśloną
przyszłość. Ale do brzegu. Krok strudzonego wędrowca chwiejny spowodował nerwowość okolicznych psów. Zdenerwowane niemożnością dopadnięcia strudzonego wędrowca, głośno bardzo dawały wyraz swej ku niemu niechęci.No nie da się spać jak cała ulica szczeka.
Wędrowiec jak i wielu innych zamieszkujących ul. Kryminalną oraz jej okolice, zmierzał do punktu dystrybucji napoju zapomnienia w cenie 8 zł/0,5 l, zwanego potocznie ":mózgojebem". Skład chemiczny owego napoju nie jest znany nawet specjalistom z Krakowskiego Zakładu Ekspertyz Sądowych*. Ogólnie to spirytus, bitrex,wybielacz do tkanin oraz kranówa w ilości niezbędnej do uzyskania zamierzonej mocy. Wykwintne koniaki uzyskuje się poprzez dodanie bejcy bądź pasty do butów. A koneserów tutaj nie brakuje...Potrafią zdrowo pociągnąć z gwinta- w końcu butelka to też prawie eleganckie szkło - i z wyrazem niebiańskiego szczęścia na twarzy wydać opinię:"dobra jest, nie pali". Wielu z tych koneserów wraz z towarzyszącym im niekoniecznie anielskim orszakiem, udało się do krainy wiecznego pijaństwa, gdzie oczekują na nich cysterny wypełnione tym syfem, w którym mogą się pławić do woli.
A póki żyją, są jak zombi, ogarnięte tylko jednym celem - napić się. Nieważne rodziny, bite żony, płaczące dzieci, bród, smród, nędza i ubóstwo. Każdy grosz jaki tylko znajdzie się w ich posiadaniu przeznaczają na ten boski napój. Jak który/która dorwie się do "większej" gotówki, bo zdarza im się czasem popracować, idą do prawdziwego sklepu, kupują prawdziwa wódkę i z dumą mówią: "to ze sklepu, ja wynalazków nie piję". I tak do czasu, aż skończą się pieniążki. Wtedy wracają do swoich wykwintnych alkoholi oferowanych przez okolicznych handlarzy.
Jak widzicie moi mili posiadam sporą wiedzę na ten temat. A to tylko ułamek tego , co wiem. Zdobyłam ją na własnej skórze, przez morze wylanych łez, załamanie nerwowe, pół roku depresantów oraz prawie 3 lat terapii dla współuzależnionych. Tak tak, mój mąż był takim zombi ale to już  na inną opowieść...


*whttp://warszawa.naszemiasto.pl/archiwum/1815642,smiertelne-procenty-skazony-spirytus-przestepcy-uzdatniaja,id,t.html

Stało się.

Rosło, rosło i pękło. Właśnie teraz, w tym momencie poczułam jak bardzo go nie lubię.
Jak mnie drażni i irytuje. Skutek uboczny terapii dla współuzależnionych, tak myślę. Nauczyłam się dbać o siebie, o swoje potrzeby, nie przejmować się jego piciem albo nie piciem. On przegrywa swoje życie a ja...ja odzyskuję swoje. Późno. Ale lepiej późno niż wcale.
  Zapalnikiem do pęknięcia były okulary, których zapomniał. A potrzebuje je do pracy. Do której pojechał dziś, a wróci dopiero w sobotę. Więc będzie jakby ślepy. A to z kolei będzie pretekstem. Bo przecież taki zdenerwowany jest. Biedny żuczek żał żał.
A ja pierwszy raz w tym małżeństwie czuję,że mogę oddychać i cieszę się,że sobie pojechał. Dziwny powód do radości ale jak sami wiecie niewiele mi trzeba. Może w końcu uda mi się wyspać, bo odkąd go znam, robię za jakiegoś cholernego skowronka, który wstaje razem ze słoneczkiem, rozświergotany jak głupi wrrr.
A ja co by o mnie nie powiedzieć, skowronkiem nie jestem. Pandą raczej z uwagi na stosunek do wszystkiego oraz stosownej wagi. Stosownej dla pandy oczywiście :-). I na upartego w pandzie jest coś z ptaka - zwisa z drzewa, taki zwisielec. 
I proszę, proszę pisanie tych głupot oderwało mnie od myślenia o mężu moim. Alkoholiku czynnym. Jakby pary mi trochę zeszło... Może jest coś w tym pisaniu. Hmm...Czas pokaże.