wtorek, 18 czerwca 2013

Prosta sprawa.

Rzecz ma się o sądzie oraz o czasie orzekania. Po tym w jaki sposób jest prowadzona sprawa, która wydawałoby się, że jest prosta i oczywista, a trwa już 9 miesięcy, nie dziwi mnie, że w niektórych skomplikowanych przypadkach wydanie prawomocnego postanowienia trwa dziesiątki lat.
Pozbawienie tytułu wykonawczego wykonalności (dżizas jak ja lubię ten zwrot :-) ) w jego części.
Pieniądze wpłacone wierzycielowi- są, pokwitowania od wierzyciela- są, niechęć wierzyciela do potwierdzenia   u komornika tychże wpłat- jest( w końcu źródełko kiedyś wyschnie, więc trzeba jak najdłużej doić ofiarę).
Sprawa w sądzie- jest, kuriozalne wnioski strony pozwanej składane w dniu rozprawy- są, przekładanie sprawy na kolejny miesiąc-jest.
Wszystko miało zakończyć się w czerwcu. Tak sędzia stwierdziła w maju, ale uznała też, że w tej sprawie musi wypowiedzieć się komornik. I co?
Komornik się nie wypowiedział, bo akta nie wróciły do niego  z sądu. Dla odmiany tym razem nie pozwana a sąd nawalił. Gdyby to nie chodziło o jakieś 30.000 zł plus odsetki-dałabym sobie spokój. Piszę "dałabym", bo od czasu jak pełnomocnik mężamegoprawitrzeżwego położył już dwie sprawy na duuuuże pieniądze, sama niewprawnymi mymi dłońmi oraz prawnie nie wykształconym umysłem tworzę wnioski,aneksy i inne takie niezbędne papierzyska. I zaciskam mocno zęby, bo do czasu zakończenia tej zabawy nasz wyjazd po euro czekające na nas na każdej ulicy (podobno) w odległej Germanii, odsuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
I tylko "niemyślenie" o kolejnej zimie na tym zadoopiu oraz wynajdowanie sobie głupich zajęć trzyma mnie przy zdrowych zmysłach, chociaż jak wiadomo zwrot "zdrowe zmysły " w moim przypadku jest tylko zgrabną figurą retoryczną :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz