środa, 13 sierpnia 2014

AAaaaaaaa...

Generalnie nie mam nic do miesięcy. W takim sensie że jakiegoś nie lubię albo lubię bardziej niż inne. Takie sympatie bądź  antypatie rezerwuję raczej dla pór roku. Niestety i to niestety jest zarezerwowane dla sierpnia, nadchodzi on każdego roku. Nie mogę napisać, że go nie lubię, bo lubię natomiast wiem od 6 lat, że w sierpniu należy spodziewać się masowego exodusu. Myszy. Jest już po żniwach.
Zboże zebrane z pól, więc mysie stołówki zamykane są do następnego roku. Całkiem rozumnie zwierzątka te udają się w miejsca, gdzie pożywienie łatwo będzie można znaleźć. Czyli do domów. I tak dla przykładu jakieś trzy lata zostawiłam na kuchence kotlety mielone do wystudzenia, zanim je schowam do lodówki. Rankiem znalazłam jeden z kotletów do połowy zjedzony. Niemąż wpadł na genialny pomysł, co by resztę kotleta na pułapkę założyć. Jak się słusznie domyślacie, kotlet znikł z pułapki, która cwanej myszy nie zrobiła żadnej krzywdy.
7 razy szara cfaniara unikała swego losu. Dopiero za 8 razem, kiedy niemąż tak naciągnął sprężynę, że palec długo miał siny, bo sprawdzając działanie pułapki tenże palec sobie przytrzasnął-mysz poległa w starciu z silniejszym. Czyli było 7-1 dla myszy. Pozostałe kotlety spożył pies, z uwagi na brak gwarancji, że ich mysz nie spróbowała. Innym razem inna mysz wydobywszy się z pułapki, wyszła na środek kuchni i dokonała żywota na moich oczach. Byłam w trakcie spożywania obiadu, więc jak mniemam zrobiła to złośliwie. Pułapki trzaskały, ludzie pukali się palcem w czoło słysząc moje stwierdzenie, że trzeba wynieść zwłoki, aż do czasu kiedy wpadłam na pomysł, że dokarmić miłe zwierzątka trutką. Skuteczna jest bardzo.
Ale żeby nie było próbowałam się zaprzyjaźnić. Jedna taka zamieszkała w kotłowni. Kiedy wchodziłam, ona albo on wybiegała na rurę, ruszała wąsikami, błyskała czarnymi paciorkami oczek i ogólnie było miło. Do czasu aż mysz wpadła na pomysł założenia rodziny i mieszkanie dla tejże wygryzła w otulinie boljera (nie poprawiać-tutejsze tak mówio), tnąc ją na kaszę. Stado myszek było ponad moją wytrzymałość. Nasypałam trutki...
Jest sierpień tego roku. Zboże skoszone, myszy zaczynają schodzić z pól. Od dwóch dni słyszę skrobanie w kuchni. Wczoraj wieczorem patrzę a tu lodówka niedomknięta. Pewnie za mocno trzasnęłam drzwiami i odbiły. Otwieram a tu... Aaaaaaaaaaa... Nie wiem, która z nas głośniej krzyczała-ja czy mysz. Pewnie ja, bo mnie bardziej było słychać. Nie boję się myszy, ten krzyk to z zaskoczenia :-)))

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Miałam kota. Ale też mam sąsiadów gołębiarzy. I już nie mam kota.
      A pies nie pozwala polować na myszy :-)

      Usuń
  2. Edytko, się będzie działo! Przypomniał mi się taki film (i to nie rysunkowy) o jednej myszce, która wykończyła nerwowo takich dwóch głupoli, którzy dostali w spadku wielki dom, w którym mieszkała. Film był genialny (niestety nie pamiętam tytułu ani reżysera), a myszka była taka cwana, że... Nie wróżę Ci łatwego zwycięstwa. Ale mogę pożyczyć Lolę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko pochlebiam sobie,że nie jestem głupolem :-)))).
      Film oglądałam i na szczęście domek, w którym mieszkam zajmuje metraż znacznie mniejszy niż tamtejszy jeden pokój. Ja bardzo chętnie kota bym chciała, ale ten którego miałam skończył marnie. Gołębiarze rządzą. Szkoda Loli. Pozostanę więc przy dokarmianiu...trutką :-)))

      Usuń
  3. Hhahahaaa... to ja kiedyś odrobinę podobną przygodę miałam z zającem. Poszłam do lasu, wlazłam w jakieś krzaki i nagle wrzasnęłam na cały las bo zobaczyłam jakąś wielką postać.

    Po chwili okazało się, ze postać była równie przerażona jak ja. A wydawała się wielka, bo ze strachu podskoczyła chyba na półtora metra!

    A dla myszy bądź twarda, bezwzględna i bezlitosna!
    Nie ma zmiłuj.

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bezlitosna i za nic mam ich paciorkowe spojrzenie :-)))
      Biedny zając :-)))))

      Usuń