sobota, 9 sierpnia 2014

I stała się światłość...

Radość ma niesłychana, bo nie zabiłam pana i nie pogrzebałam go w gaju na łączce, przy ruczaju...
Z powodu braku jakiegokolwiek ruczaju w najbliższej okolicy, trudności w ewentualnym dowleczeniu zewłoka oraz ponieważ, gdybym mordu dokonała, nie zarobiłby on pieniądza, którym to pieniądzem w dniu wczorajszym opłaciłam zaległą fakturę za dostawę energii elektrycznej, którą to energię miałam odciętą na prawie trzy tygodnie i której dostawa została wznowiona w dniu wczorajszym, o godzinie 21.15. Koniec zdania.
Taki brak prądu to ciekawe doświadczenie. Pokazało mi czarno na białym, gdzie tego prądu najbardziej potrzebowałam. Ano najbardziej potrzebowałam w lodówce.Przy trzydziestu kilku stopniach na dworze niemożność przechowywania żywności w warunkach chłodniczych jest prawdziwym koszmarem. Pewnie nie zdajecie sobie sprawy jak szybko psuje się jedzenie, nawet to gotowane. Więc gotowałam codziennie, małe porcje tak na raz. Bokiem mi już to wychodziło brr. I codzienne zakupy. Uch jak ja nienawidzę latać po sklepach!
Od zbzikowania uratowały mnie biblioteki publiczne-jedna miejska druga wojskowa. Z tej pierwszej wypożyczam nowości, z tej drugiej starocie czytane dawno, dawno temu. Więc czytałam jak szalona jedną książkę za drugą. A trzy dni temu zabrałam się za zarzucony wieki temu decoupage. Czyli  pozytywy z negatywa/u :-).
I na zakończenie jak zwykle u mnie, bo nie może być normalnie akcent humorystyczny:
zwątpiwszy w to, że panowie z energetyki przyjadą (wieczór już raczej późny) zabrałam Reksia do domu.
Kiedy panowie podjechali, wyszłam do nich zamknąwszy drzwi starannie, nawet zakluczyłam je,co by pieseczek sam sobie nie otworzył i nie przekąsił miłych panów. Zapomniałam jednakże, że zostawiłam duże okno szeroko już na noc otwarte, celem wpuszczenia chłodnego powietrza. A okno jest obok skrzynki...
I w czasie kiedy ja pytam panów, czy muszą wejść do domu, bo jak muszą, to wcześniej (wciąż) muszą ukryć się w swoim samochodzie, bo ja (znów) muszę psa zamknąć w kojcu, bo mógłby dokonać przekąszenia  (pies panów), kiedy jeden z nich dłubiący w skrzynce powiedział: "o tym psie pani mówi"?
Bo w oknie (tym obok skrzynki) już pół Reksia było widać... I ziejącą wielką paszczę pełną kłów...
Sam Hary Poker nie powstydziłby się teleportacji, którą wykonali mili panowie-w jednej sekundzie stali obok mnie, w następnej widziałam jak wskakują do samochodu. Dobrzy byli. Poleciałam biegiem pozamykać okna, a mili panowie dokończyli dzieła. O czym uprzejmie donosi szczęśliwa posiadaczka wznowionej dostawy energii elektrycznej, w dniu wczorajszym rzęsiście oświetlona. I która idzie skorzystać z pralki w celu wyprania dużych rzeczy (bo małe piłowała ręcznie).



14 komentarzy:

  1. Tak , tak - wyłączenie prądu znam bardzo dobrze bo ostatnio zmieniłam dostawce prądu i musiałam czekać jakieś prawie miesiąc żeby nowy dostawca mnie podłączył. Ale Ja wytrzymałam tylko parę dni - oczywiście tak jak Ty czytałam książki jedna po drugiej - mam też radio na baterie także cisza mnie nie dobijała. Jeśli chodzi o jedzenie ? mieszkam sama ze zwierzakami także zakupy robię na bieżąco i jestem przyzwyczajona. Niestety nie mam gazu - mam wszystko na prąd i przez to że nie mogę się napić gorącej kawy parę razy dziennie - zaczęłam główkować a że mam zgrabne paluszki - wyszłam na klatkę otworzyłam skrzynkę gdzie wystawały 4 druty zgrabnie je połączyłam i EUREKA podłączyłam sobie prąd - że nie ładnie ?? trudno. I nadszedł dzień kiedy zadzwoniono do mnie i umówiono datę , godzinę kiedy mnie podłączą - no to Ja godzinę przed rozkręciłam druciki no i mnie ponownie podłączyli :)

    Miłej soboty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju niegrzeczna jesteś ;-).
      Ja nie mogłam tak zrobić, bo zerwanie plomb grozi jakimiś straszliwymi karami, a kłopotów na chwilę obecną mam wystarczająco.
      Brak kawy to faktycznie :dramat"- próbowałam się odzwyczaić, ale głowa mnie przeraźliwie bolała. To nadal piję. Kawę :-)).
      Miłej soboty :-)

      Usuń
  2. Ja nie miałam już licznika więc nie musiałam zdejmować blomb - jak bym miała też bym nie zdjęła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego wniosek,że czasem warto czegoś nie mieć:-))

      Usuń
  3. wiesz co, Ty masz po prostu przerąbane! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko na szczęście wciąż mam z przodu zęby. więc mogę się śmiać. Przynajmniej czasami

      Usuń
  4. Oj, niełatwe to Twoje życie, dobrze, że choć humor Ci dopisuje, ale naprawdę współczuję i życzę, żeby w końcu dobry los się do Ciebie uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! mam jeszcze coś w zanadrzu. Prąd to mały pikuś ;-).
      Ale czytałam, że do Ciebie szczęście uśmiechnęło się podwójnie :-))).
      Też bym tak chciała:-))

      Usuń
  5. Strach pomyśleć, co to może być, skoro prąd to mały pikuś. Dzielna z ciebie dziewczyna :) Szczęście i do Ciebie uśmiechnie się. N pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę-może to moje szczęście szczerbate jest i dlatego się nie uśmiecha??? Hm...

      Usuń
  6. Szczęście szczerbate to normalna sprawa ;) Nie znam chyba nikogo kto by codziennie i nieustannie egzystował bezproblemowo. Dzielna z Ciebie babka, tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też Eddie, Ty też tak trzymaj :-). I nie daj się choróbsku.

      Usuń
  7. Bombowo sobie radziłaś, i jakie plusy dodatnie całej sytuacji - literackie nadrobienia! Tym niemniej zmartwiła mnie krwiożercza kondycja Reksia - to on nadal facetów nie lubi????

    OdpowiedzUsuń
  8. Bez książek Beatko ogólnie zwariowałabym. Odczuwam przymus czytelniczy, bardzo silny :-)).

    OdpowiedzUsuń