sobota, 4 czerwca 2016

Pasjans jest dobry na wszystko

Jestem beznadziejną kierownicą. Jadę, bo muszę i to nieprzesadnie daleko z uwagi na beznadziejność, której jestem świadoma. W czasach zamierzchłych niemąż jako starający się o mą rękę, przymusił mnie niejako do zrobienia kursu na prawko, opłacając mi rzeczony kurs i argumentując, że u niego na wsi się przyda. Się przydał, nie powiem, że nie. Pierwszym autem którym jeździłam i baaaaardzo się tego bałam, był mercedes A klasa. Auto średniej wielkości w sam raz dla nowego kierowcy, ale ludzie m e r c e d e s ! I to całkiem młody w przeciwieństwie do starej młodej kierownicy. Jeździłam nim zatem bardzo niechętnie z uwagi na obawy przed zniszczeniem, po czym wyjeżdżając z garażu, urwałam lusterko, na krzyk niemęża ruszyłam do przodu, na śmierć rozjeżdżając w/w proszę ja was elektryczne i podgrzewane na dodatek. Koszty wiadomo jakie.
Lęk pozostał. Potem musiałam auto sprzedać i przez jakieś trzy lata nie jeździłam wcale. A że prawo jazdy mam od 2009 minus te trzy lata, to wychodzi 4 lata jeżdżenia po głuchej prowincji i to bez przekonania. W Germanii nabyliśmy dla mnie do pracy malutkiego opla corsę, który stał trzy miesiące na parkingu, bo bałam się jeździć. W końcu zmuszona odległością do pracy, wsiadłam i pojechałam i nawet jak na moje możliwości nieźle mi szło.Niestety czas leci, przegląd się autku skończył, nowego nie dało rady zrobić, bowiem Germanie sprawdzają nie tylko cały mechanizm, ale również ogólną estetykę nadwozia i podwozia, a obie te estetyki były lekko zardzewiałe w paru miejscach, więc moja malutka corsa pojechała na ojczyzny łono, gdzie bez problemów została dopuszczona do ruchu razem z obiema estetykami. Mus było nowe (stare) auto nabyć.  Nie wiem co mi do łba strzeliło, że zgodziłam się na mitsibihi carisma, bo to wielka kobyła jest. Nic to. Auto kupione, mus było nazad do domu wracać. W mojej malutkiej corsie musiałam sprzęgło do jezdni wręcz przyciskać, więc zasadniczo siedziałam na kierownicy z uwagi na krótkie nogi. W kobyle zrobiłam to samo-fotel mocno do przodu, sprzęgło do ziemi i gaz.... Zawyłam tak głośno, że mnie chyba w Australii usłyszeli. Udało mi się ruszyć, pomachałam dłonią osłupiałemu z wrażenia ( nad moimi umiejętnościami jak mniemam) poprzedniemu właścicielowi i ruszyłam naprzód, w duchu odmawiając modlitwy do bóstw motoryzacyjnych, coby nigdzie za długo nie stać i żeby jak już, nikt nie stał za mną. Ani obok mnie. Kobyła to mocne auto. Depniesz i startujesz z prędkością światła. Noga na gazie wygięła mi się pod kątem ostrym, bo za blisko siedziałam i ciut za prędko mi się jechało i z duszą na ramieniu podążałam za niemężem, nie chcąc go z gubić z uwagi na nie zarejestrowane tablice i brak przeglądu.
 Na tę chwilę się już do auta prawie przyzwyczaiłam, kobylastość mi nie przeszkadza i nawet podoba mi się jazda w dużym aucie. Niestety dziś zostałam przymuszona pojechać na zakupy. Z trudem zaparkowałam ( z powodu braku miejsca) na błotnistym parkingu dla pań, podjechał facet, musiałam się trochę przesunąć, coby on mógł się jeszcze wcisnąć i wydawało mi się , że sięgnęłam wyżyn swych umiejętności. Nic bardziej mylnego, bo najgorsze było dopiero przede mną... Obleciałam okoliczne sklepy, przytachałam ciężkie torbiska, z torbą na mrożonki poleciałam do ruskiego sklepu, żeby kupić polskie kiełbasy, pyzy z mięskiem, pierogi, koncentrat ogórkowy i szczaw, żurek i kaszę na krupnik. Wróciłam mokra jak nie wiem co, siadłam se na siedzeniu, okno roztwarłam, zjadłam późne śniadanie albo wczesny obiad, zapięłam pasy i odpaliłam silnik. Troszku musiałam się pomotać, żeby z bagienka wyjechać, na co nadeszła starsza para i pan postanowił mi pomóc. No tak mi pomagał, że parę razy zgasł mi silnik i na dodatek ułamała się plastikowa główka od klucza... No piekło i szatani. Pan stoi i szwargocze w sposób niezrozumiały, ja spanikowana i wkurzona bo stoję w poprzek wąskiego parkingu bez mała, w końcu pan proponuje, że on wsiądzie i mi pomoże. Wsiada, parę razy odpala gaz kikutem kluczyka, zalewa silnik bezpowrotnie na czas jakiś uniemożliwiając ponowne odpalenie, każe miłej pani i mi przepchać się z powrotem na miejsce parkingowe nie zwalniając przy tym hamulca ręcznego, wysiada i mówi, że on nie wie, co się stało, razem z panią wsiada do swojego auta i odjeżdża w siną dal. Z powrotem jestem w samochodzie. Dzwonię do niemęża wiedząc, że i tak się nie dodzwonię, bo pracuje po za zasięgiem, odkładam telefon i w panice widzę, że kluczyk nie chce wyjść ze stacyjki. Kręcę nim w prawo i lewo, ale on ani drgnie. Wyjść z auta nie mogę, bo okno otwarte elektrycznie i auta też nie zamknę, bo kluczyk w stacyjce przecież... Siadam spokojnie, oddycham głęboko, żar leje się z nieba, pierogi i pyzy rozmrażają się powoli, mięsko zasadniczo zaczyna się chyba psuć... Biorę telefon, odpalam pasjansa, ogłupiam się  relaksuję się, odkładam telefon, pochylam się do stacyjki, hmm kluczyk w dół to off, wyciągam go ze stacyjki, patrzę na drania z nienawiścią, przypominam sobie co mówił niemąż o zalanym silniku, wkładam kluczyk z powrotem, delikatnie przekręcam -o matko dało radę- silnik zaskakuje, a ja bez uprzejmego dziadka na karku i bez problemów wyjeżdżam z błotnistego damskiego parkingu i z nostalgią wspominam malutką corsę. Tym autkiem  wyjechałabym od razu. Duży samochód nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej :(. A z kobyłą będę się męczyć do października przyszłego roku, bo wtedy kończy się przegląd.
 Kiedyś na kłopoty był Bednarski, dziś jest pasjans nieprawdaż :-))). Do napisania się z państwem

12 komentarzy:

  1. brawo Ty!
    a czy Niemiec płakał jak sprzedawał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtórzę za Klarką - Brawo Ty. :-) Wiem, co przeżywasz, bo ja prawo jazdy mam od sierpnia zeszłego roku - zrobione w wieku plus 50. Jeżdżę, bo muszę, ale czasami sprawia mi, to już przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz fajnie-mi jest przyjemnie na siedzeniu pasażera:-)

      Usuń
  3. Prawa jazdy nie mam, a do kierowania pojazdami się nie nadaję. Mąż i syn twierdzą, że sobie to wmówiłam, ale ja wiem swoje.
    A pasjans rzeczywiście uspakaja. To może pasjansa przed każdą jazdą.....
    Pozdrawiam.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie swoje wiesz-zawsze twierdziłam, że jest tylu złych kierowców, więc ja na drodze to już nadmiar szczęścia. Dałam się namówić i widać skutki.

      Usuń
  4. Ja jestę kierowcą dobrą, a ostatnio i tak się popisałam. Dobrze że widział to tylko jeden samochód i ciemno było bo noc. Nic więcej nie napisze bo fstyt. Ale to w Polsce było, a tam się inną stroną jeździ :-))) Pasjansa se ułożyłam jak wróciłam. POmaga na nerwy. Potwierdzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz przechlapane z tymi niewłaściwymi stronami-twój babol się wobec tego nie liczy:-))

      Usuń
  5. A ja mam 50 i całkiem spory plus i NIGDY nie układałam pasjansa w komputerze bo..mnie nudzi :)Kolega w pracy,ciągle uspakaja się pasjansem:).
    Lubimy się z kolegą ,niezależnie od pasjansa:)
    Pozdrawiam tych co lubią i tych ci nie lubią bo życie fajne jest.

    OdpowiedzUsuń
  6. Życie jest super:-)). W telefonie mam dobrze widocznego tylko pasjansa-inne za małe są, a ja ślepa :-))

    OdpowiedzUsuń
  7. I tak super wybrnęłaś!!!Czapki z głów przed Tobą i niech żyje pasjans!!!
    Ja mam prawko od 1,5 roku i za sobą stluczke na osiedlu(pan lekko %cofając upieprzyl w moja Suzi),pomimo winy jego i tak borykalam sie z nerwami aby ponownie siąść za kolko.Największy problem mam właśnie z parkowaniem,wszystko ok,ale jak przyjdzie parkować to mam dość.Ostatnio musiałam tylem zaparkować kolo domu (jest wąsko)no i drzyznelam blotnik,niby nic...ale ile gadania od męża,ludzie....
    Jeżdżę tylko po mojej miejscowości,za pierona nie pojadę do innego miasta...wykonczylabym się nerwowo...
    Pozdrowionka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja właśnie tak mam jak Ty-tylko po najbliższej okolicy i kropka:(

      Usuń