poniedziałek, 22 maja 2017

Opowieść z dreszczykiem czyli zemsta na Annie Py. Niech ma :)))

Aleś mię kożelanko sympatyczna postami uraczyła! Przez Ciebie to mi się moje ukochane eklersy źle kojarzą :))).
Ania zafundowała mi opowieści o prusakach i idiotyzmach władz  walce z paskudztwem. W ramach ekhem ekhm wdzięczności podzielę się podobną opowieścią, z tym że o zwierzątkach futrzanych.


We Wrocławiu mieszkałąm na Ołbinie, w starej poniemieckiej kamienicy. W tychże kamienicach były ponure piwnice, wówczas jeszcze nie wyremontowane, z możliwością przejścia do innego budynku.W czasach bardzo wczesnej młodości kiedy człowiek jest pozbawiony całkowicie wyobraźni w stylu cobybyłogdbyby, bawiliśmy się tam w podchody. Lata jednak nieubłaganie leciały, człowiek stał się starsiejszy, więcej widział i niestety więcej się bał. Np.szczurów bo to o nich
mowa. Schodziłam do tej piwnicy jak już naprawdę bardzo musiałam. Już na schodach tłukłam łopatką po poręczy coby draństwo wystraszyć. Nabierałam węgla, łupałam drewno trwożliwie oglądając się za siebie i biegiem wracałam do domu. I jakoś tak szczęśliwie udawało mi się uniknąć spotkania. Potem wyremontowano piwnice, ja założyłam ogrzewanie gazowe i konieczność schodzenia do upiornej piwnicy uznałam za niebyłą. Wlewałam tylko od czasu do czasu chlor do klopa, bo wiem, że france tamtędy też mogą chodzić. Niestety wspaniali "fachowcy" remontując piwnicę, zostawili wielką dziurę w ścianie na wysokości męskiego łba, tuż przy pionie, o której jeszcze wtedy nie wiedziałam.
Był grudzień, chwila przed świętami. W łazience mieliśmy spłuczkę typu syfon, ślicznie obudowaną szafeczką z drzwiczkami. A że ówczesnemu mężowi nie bardzo chciało się w jakiś normalny sposób obudować tego syfonu, zastawił go więc dyktą z wyciętą na rękę dziurą.
Mamy więc grudzień, gdzieś około godz. 23,00. Spałam sobie już smacznie, kiedy moje nastoletnie już dziecko budzi mnie i mówi, że widział szczura. Rozespana opientralam go, że po co po nocy łazi zamiast w domie siedzieć, a on mi na to że w domu widział. Oprzytomniałam natychmiast. Jakie w domu, gdzie w domu?-pytam
No byłem w łazience i chciałem spuścić wodę...
A to-nie dałam mu dokończyć myśli-wlej chloru i po kłopocie.
Nie w klopie-odparł on. A niestety w dziurze. Otworzyłem drzwiczki, chciałem nacisnąć syfon, a tam widzę. futro.
Siem wściekłam. Rozbroiliśmy dyktę i napchaliśmy tam worków foliowych w bezrozumnej nadziei, że jak szczury będą te worki przegryzać, to je będziemy słyszeć i będziemy stukać, co by je odstraszyć.
A na drugi dzień udałam się do ADM zgłosić obecność zwierzątek. Przyjął mnie kierownik techniczny, popatrzył jak na idiotkę i zalecił chlor. Panie -mówię do idioty, przecież mówiłam że one chodzą po rurze kanalizacyjnej, a nie w rurze. Co mi chlor pomoże?
Pan się uśmiechnął i obiecał, że kogoś przyśle. Czekałąm dzień, dwa, trzy... Nadeszły święta, a my starannie pilnowaliśmy, aby drzwi do łazienki były zawsze zamknięte, zanim do tej łazienki weszliśmy, waliliśmy w te drzwi na odstraszenie, szafka na okrągło świeciła swym nieciekawym wnętrzem, a po workach ciągle laliśmy chlor w żelu.
Po świętach z mordem w oczach i pianą na pysku wpadłam do ADM, poleciałam bezpośrednio do kierowniczki, wydarłam się na okoliczność technicznego durnia i jego metod i otrzymałam kolejną obietnicę przyjścia kogoś. I rzeczywiście nazajutrz przyszedł pan. Popatrzył u mnie, zszedł do piwnicy, podszedł pod rurę, dziugnął kijkiem w sufit, poleciały mu na łeb śmieci, odskoczył w panice, zobaczył moje worki (tyle ich napchałam) i stwierdził,że żadnych szczurów nie ma. Znaczysie dziecko miało delirumklemens. I zaczął zbierać swoje zabawki. Poryczałam się z bezsilności i wróciłam do domu. Jeszcze dobrze nie zamknęłam drzwi za sobą, a tu z piwnicy dochodzi dziki wrzask. Zbiegam, a tu rozdygotany facet krzyczy, że tu są szczury!. No doprawdy, nie wiedziałam, odparłam mu sarkastycznie. Gdzie ma pan te szczury? A on mi dziurę przy rurze pokazuje i mówi, że jak złaził z drabiny, latarką niechcący w dziurę zaświecił, a. tam miliony światełek, w sensie szczurze oczy. Bo w tej dziurze mama szczurzyca zrobiła sobie gniazdo. Wydygany pan galopem sprowadził odpowiednie służby, które szczurzą rodzinę w trymiga załatwiły, a sam personalnie i osobiście rzeczoną dziurę załatał. Potem przyszedł do mnie i powiedział, że jeszcze nigdy w życiu tak sie nie wystraszył.

11 komentarzy:

  1. Szczury to zwierzątka przecież ;)
    Po mieszkaniu mi się nie pętają, na wysokim 3 piętrze mieszkam, ale w piwnicy bywają, ja do piwnicy co prawda rzadko chodziłam, a tera to już w ogóle nie chodzę :) Jednakowoż jak chodziłam z piesem na spacery, to nad fosą była ich cała masa, teraz są wystawione takie pudełka łapki, to chyba ich już mniej jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Niemczech też widywałam szczury, kiedyś siedziałam sobie o 5 rano w centrum Hamm i czekałam na odbiór bo autobus przyjechał wcześniej niż powinien. Naprzeciwko mnie był dom handlowy z takim gzymsikiem metr nad ziemią i po tym gzimsiku zapitalał szczur. No dobra te szczury w Niemczech to ja już dawno widziałam ;)

      Usuń
    2. W naszej germanskiej piwnicy podobno też są... Ja nie chodzę i nie mam zamiaru iść. Szczury są wszędzie niestety.

      Usuń
    3. Jest ich wiecej na swiecie niz ludzi, a rozrodczosc maja imponujaca. Sa tez od niektorych ludzi znacznie inteligentniejsze.
      Dedytka, my mieli swego czasu szczury w domu dobrowolnie, bestie sobie zazyczyly, to im kupilam. :)

      Usuń
    4. Jedna taka koleżanka jeszcze we Wrocku też zaposiadywala. Podobnież milusi był. Ja tam nie wiem-zaczął się do mnie przymilać, to wyrwalam od niej jak torpeda i wiecej nie poszłam. No nie lubię i już. A przez Ciebie eklersow źreć nie mogie, bo kolorysrycznie takie same jak twoje hurtowe zwierzątka.

      Usuń
  2. Oesu, jak ja sie tego dranstwa balam! A szczegolnie po obejrzeniu horroru pod tytulem, bardzo a jakze wymownym "Szczury". Bleeee...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mialam 3 latka, w wigilijna noc kocica sasiadów sprezentowala nam dwa dorodne okazy, slicznie ulozone na wycieraczce i zupelnie nie moglam zrozumiec, dlaczego moja babcia zle na ta oferte zareagowala :))). Lata pózniej mialam juz znacznie gorsze z nimi doswiadczenia, a masakra, jaka kiedya urzadzily w pewnym laboratorium dlugo snila mi sie po nocach. Jako zwierzatka domowe te laboratoryjna sa nawet calkiem fajne, ale do dzikich wole sie nie zblizac.

    OdpowiedzUsuń