wtorek, 14 stycznia 2014

Klątwa mojej babci - cz.VI

Chyba nikt z nas nie ma tak, że idzie przez życie bez żadnych kłopotów. Katastrofy małe i duże są "codzienną" codziennością, jednak w większości przypadków sytuacje prostują się i aż do następnego razu dajemy sobie radę. Potem znów upadek, kolejne życiowe siniaki, kolejna prosta... Przynajmniej ja tak miałam. Do czasu. Moje obecne kłopoty zaczęły się na początku 2008 r., chociaż jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam. Wtedy właśnie poznałam mojego wciążmęża, zaczęłam chorować... Potem była przeprowadzka do tego dziwnego miejsca, w którym mieszkam i dosłownie za parę dni pogrzeb babci. Każde kolejne wydarzenia powodowały, że dół w którym teraz jestem stawał się coraz głębszy. Dla przykładu siostra wciążmęża przyjeżdżająca codziennie do matki i robiąca mi awantury, połączone z wyrzucaniem z domu i tak wredne, że widząc jej samochód na podjeździe, bałam się wracać do domu. Kłopoty z teściową buntowaną przez siostrę wciążmęża, a która to teściowa po przekonaniu się, że nie jestem taka ostatnia, zapisała synowi w postaci darowizny działki, które miały być sprzedane na spłatę kredytów, śmierć teściowej i "rozpacz" wciążmęża, objawiana w wiadomy sposób, potem kredyty, utrata pracy bo nie podobałam się nowemu dyrektorowi, któremu podobała się w sposób ekhm, ekhm czynny dziewczyna, która wskoczyła na moje stanowisko, praca u derekcji, w której na stanowisku menagera malowałam jej dom w środku, sprzątałam w kotłowni i na podwórku, paliłam w piecu, przygotowywałam przyjęcia i dekoracje, opiekowałam się wnukami i prowadziłam firmę. I wszystko miało być na pierwszym miejscu. Wiem, że mogłam odmówić, ale jeszcze wtedy nie potrafiłam. W tle rozwijał się alkoholizm mego wciążmeża... .
   Babcia jeszcze za życia, rzecz by można ostatnim rzutem na taśmę, skomplikowała swoje sprawy finansowe tak bardzo, że jej spadkobierczyni przez ponad rok była "dojona" przez adwokata, który po za trzymaniem dokumentów w szufladzie, nie zrobił dokładnie nic, bo moim zdaniem nie potrafił sprawy ugryźć. Sprawy o spadek, a to z uwagi na miejsce zamieszkania innych spadkobierców oraz spadkobierców po spadkobiercach:-). Adwokat którego ja wynajęłam, skądinąd beznadziejny w innych sprawach mego wciążmęża, ten jeden raz okazał się skuteczny i po roku odpowiadania na najdziwniejsze pytania sądu, i jęczenia "pani Edyto ja już naprawdę nie wiem, co mam napisać (sądowi), bo przecież wszystko już napisałem", szczęśliwie zakończył sprawę, której ciąg moja matka w pijanym widzie uznając, że sama sobie poradzi dalej, skomplikowała tak, że do dziś dział spadku nie został dokonany. I nie zgłosiła nabycia spadku do Urzędu Skarbowego celem zwolnienia z podatku...
A potem było włamanie nr 1 do mojego domu i przy okazji totalna dewastacja wszystkiego, co stało na drodze złodziejom. I kiedy zaryczana czekałam na policję, zadzwoniła sąsiadka matki z informacją, że matkę dwa dni wcześniej pogotowie zabrało z ulicy... Z trudem ją odnalazłyśmy po obdzwonieniu wszystkiego co się dało, łącznie z policją, kostnicami i zakładami pogrzebowymi. Okazało się,że jest w śpiączce cukrzycowej spowodowanej ponad miesięcznym chlaniem.... Kiedy weszliśmy do mieszkania, nawet odporny wciążmąż w pewnym momencie nie dał rady, taki tam był sajgon.
Po trzech tygodniach podczas których szpital dawał naszej matce nikłe szanse na wyjście ze śpiączki, zdarzył się niestety cud i mamunia oprzytomniała. Właśnie wtedy moja siostra stwierdziła, że babcia rzuciła na nas klątwę...

5 komentarzy:

  1. A za co Was ta Babcia przeklęła ? Babcie kochają wnuki ! Przynajmniej ja taką miałam. Pozdrawiam i czekam co będzie dalej w tej Twojej opowieści. Joldg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W części V napisałam:-). Babcia uznała, że jesteśmy wredne i podłe, bo jej nic a nic o alkoholizmie jej córki nie powiedziałyśmy i musiała się z nią męczyć. I niestety nie wszystkie babcie kochają swoje wnuki. Albo nie wszystkie wnuki jakie mają, kochają niestety :-(

      Usuń
  2. Taaa, a Ty natychmiast w to uwierzyłaś i zakodowałaś sobie w głowie w postaci samospełniającego się proroctwa... Klątwa. Nawet tak nie myśl!!! I w ogóle nie myśl, że idziesz w życiu od nieszczęścia do nieszczęścia, od katastrofy do katastrofy. Bo sobie wykraczesz dalszy los.

    Ja wiem, że to banalnie brzmi: trzeba myśleć pozytywnie. Ale jeśli będziesz o sobie myślała, że masz dziwną moc przyciągania nieszczęść i tragedii - to tak będzie. Przełam to jakoś. Może powinnaś się wkurwić na to wszystko i wrzasnąć - DOŚĆ! Może nie bądź taka potulna wobec tych wszystkich zdarzeń?

    Pomysł trochę inaczej. Świadomość ma naprawdę niezwykłą moc! Masz tu linka do fajnego artykułu, może Ci się przyda odrobinkę...

    http://innemedium.pl/wiadomosc/teoria-kwantowa-dowodzi-ze-swiadomosc-w-momencie-smierci-przenosi-sie-innego-wszechswiata

    Pozdrawiam bardzo ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgorzatko krzyczę :-). I staram się iść naprzód pomimo wszystko, bo jestem beznadziejną optymistką-dla mnie szklanka jest do połowy pełna:-).. Jedyne w co wierzę,że naprawdę przyciągam, to idiotyczne sytuacje typu spadanie z krawężnika, wylewanie na siebie różnych rzeczy i takie tam :-). Czasem jestem tym co mi się ostatnio przydarza tylko bardzo zmęczona i tyle.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  3. Sister, trzeba obok klątwy czyli o....ć ją. Jak nie będzie dokarmiana straci moc. Zażartowałam sobie nieco z tą klątwą bo w pewnym momencie po tym wszystkim co się działo już mi ręce opadły, ale też nie ma się co za nią chować. Po prostu każdy dzień to dzień do przodu. Jaki by nie był przemija, a następny może być lepszy, więc się trzymaj.

    OdpowiedzUsuń