poniedziałek, 12 maja 2014

Zespół abstynencyjny czyli przemyślenia po 4 latach

Zespół abstynencyjny to przedsionek piekła dla alkoholika, któremu zmieniają się proporcje krwi i alkoholu w organizmie, na korzyść tej pierwszej. Zespół pojawia się wtedy, kiedy alkoholik z różnych powodów odstawia alkohol. Dzieją się wtedy różne paskudne rzeczy-organizm mści się okrutnie za podłe traktowanie.
To właśnie wtedy w skrajnych przypadkach pojawia się padaczka alkoholowa i delirium tremens. Bywa że następuje zgon.
To bardzo trudny czas dla osoby najbliższej uzależnionemu. Osoba współuzależniona jest taka szczęśliwa z powodu przerwania ciągu alkoholowego, że z tej radości nieba mogłaby przychylić trzeźwiejącemu. Gotuje mu rosołki, zupki, herbatki... Chodzi koło takiego delikwenta na paluszkach, kamyczki spod stóp usuwa, nieba przychyla...Stawia na nogi.
Zaczyna się faza "miesiąca miodowego", alkoholik składa solenne obietnice, że już nigdy więcej, że to ostatni raz... A potem żyją długo i szczęśliwie. Kurtyna jak pisze Klarka Mrozek.
Faktem jest, że czasem zdarza się cud i alkoholik dotrzymuje swych obietnic. Nigdy jednak nie zrobi tego dla osoby obok. Szczególnie wtedy, kiedy jest traktowany jak król i zbukie jajo w jednym. Po co ma się starać, skoro mu w doopę włażą bez mydła? Jeśli dotrzyma, to tylko dla siebie, ale tylko w takim przypadku, kiedy mu się picie mocno utrudnia.

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego że pomimo więzów współuzależnienia prawidłowo rozpoznałam objawy zespołu abstynencyjnego (nie jest to przesadnie trudne), na wszelki wypadek zapytałam mądrzejszych od siebie co mam robić i nie dałam się wmanewrować w "jestemtakibiedyichorypomóżmiproszę". Skoro miał siłę pić, niech sam zadba o siebie.

Dzięki terapii wiem, że nie robiąc nic w takiej sytuacji, robię najwięcej.

Jestem z siebie dumna! Naprawdę:-). Dojście do takiego zachowania zajęło mi 4 lata. W maju 2010 r. po raz pierwszy poszłam do Ośrodka z prośbą o pomoc.Otrzymałam ją chociaż nie w formie jakiej się spodziewałam:-). Nauczyłam się prosić o pomoc i tę pomoc otrzymywać. Dopiero teraz wizyty w Ośrodku zaczęły sprawiać mi radość. Na spotkania z terapeutą idę, bo tego chcę i potrzebuję, a nie dla tego że muszę.

I mam Ewę, która "odwaliła" największy kawał terapeutycznej roboty, Z.Z. z którego mądrości życiowej często korzystam, rodzinę i przyjaciół oraz wielu wspaniałych ludzi dookoła.Dopiero teraz widzę jaką jestem szczęściarą :-).

Wciąż jestem w czarnej dziurze i nade mną czarne chmury. Jeszcze nie widzę słoneczka, ale zaczynam mieć nadzieję, że zły czas minie i będzie ciut lepiej. Że powieje ciepły wiatr, rozgoni chmurzyska i osuszy mój dołek, z którego będę mogła się wydostać, że tak patetyczno-metaforyczno-refleksyjnie sobie napiszę ;-).

Miłego dnia :-)

2 komentarze:

  1. Nareszcie :) Świeży, tzn. działający blog o drugiej stronie uzależnienia :) Ja się właśnie zaczęłam leczyć ze współuzależnienia i też zaczęłam pisać: insane-reality.blog.pl Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli daleka droga przed Tobą. Życzę powodzenia bo więcej jest upadków niż wzlotów. Ale warto, bo walczysz o siebie :-). Trzymam kciuki :-)

    OdpowiedzUsuń