sobota, 6 grudnia 2014

Wizyta

W zeszłym tygodniu odbyłam wizytę towarzyską w mieście Tychy. Wizyta spowodowana była urodzinami bliskiej mi koleżanki z Ostrowi, co się była w moje (prawie) rodzinne strony przeprowadziła. Oraz powód nr 2 zapoznawczo-rozpoznawczy nowego towarzysza jej życia. Coś co miało być w zamierzeniu miłe niestety takowe nie było. Z wielu powodów wymienię jeden, najważniejszy-palenie. Popielniczki stały dosłownie wszędzie: pod łóżkiem, przy łóżku, na stole, w kuchni, w łazience...Rzeczony towarzysz życia budził się w nocy i odpalał papierocha zalegając w łóżku. Moja koleżanka przynajmniej w nocy wychodziła do łazienki.
W pewnym momencie kiedy siedziałam miedzy nimi, zaczęłam się zwyczajnie dusić i dałam dyla do otwartego okna. I wiem-niektórzy mogą mi zarzucić, że sama paliłam, a teraz się mądrzę. Ale teraz nie palę, bo ze względu na astmę dokonałam wyboru. Więc już więcej ich nie odwiedzę.
A z humorystycznych rzeczy, które mi się zwyczajowo przytrafiają, wspomnę o miłej panience nie blondynce, pracownicy punktu kasowego Polskiego Busa. Miejsce akcji Warszawa Wilanowska. Czas akcji piątek 28.11, godz. 19.30 mniej więcej. Świadków rozmowy sporo.
Wchodzę ja prosz państwa do budki z napisem "kasa" i zadaję pytanie z pozoru proste i konkretne, jak się jednak z odpowiedzi panienki okazało, zbyt skomplikowane i pełne ukrytych znaczeń nieprawdaż :-))).
Ci którzy mieli okazję jeździć Polskim Busem wiedzą, a ci którzy takowej okazji nie mieli, właśnie się dowiedzą, że ceny biletów bywają mocno zróżnicowane w zależności od pory dnia, daty dokonywania rezerwacji i innych bliżej mi nie znanych okoliczności. Dla przykładu bilet powrotny kosztujący w piątek wieczorem 45 zł, w poniedziałek kosztuje już tylko 25 zł. Zasadne więc wydało mi się się moje pytanie.
A zatem:
Ja:  dobry wieczór.
Panienka: dobry.
Ja:  czy mogłaby mi pani powiedzieć, ile będzie kosztował bilet z Katowic do Warszawy we wtorek 01.12?
Panienka: przecież pani jest w Warszawie.
Ja: wiem, gdzie jestem. Dzisiaj. Pytam o wtorek, bo chciałabym wrócić do Warszawy. Z Katowic.
Panienka: nie rozumiem pani, przecież pani jest w Warszawie.
Wyszłam nie kupiwszy biletu, uznałam bowiem, że któraś z nas dostała nagłego pomięszania zmysłów i że opcją jest pozostanie w stolycy przez następne trzy dni. Na dworcu.

8 komentarzy:

  1. Współczuję pobytu w mieszkaniu- popielniczce. Sama mam astmę i nie znoszę dymu papierosowego, który natychmiastowo podrażnia moje gardło i zaczynam się dusić. Sama nie palę i nie paliłam, członkowie mojej najbliższej rodziny też nie palą. Denerwuję się kiedy ludzie palą np. na przystanku autobusowym, pomimo zakazów. I przeważnie to ja muszę się oddalić, a powinien oddalić się palacz.
    A jeśli chodzi o panią z kasy to ja w takich przypadkach twierdzę, że należy mówić "drukowanymi literami", może zrozumie.
    Pozdrawiam i dużo zdrówka życzę.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paliłam przyznaję z głupoty w młodości jako osoba towarzysząca, potem od przypadku do przypadku, potem dużo za dużo w ramach nerwa na niemęża. Nigdy jednak nie paliłam we własnym domu tylko wychodziłam na zewnątrz. Dla moich wrocławskich przyjaciół nie stanowiło problemu kiedy byli u mnie w odwiedzinach wyjść na podwórko, a przecież mieszkałam w kamienicy. Żeby nie zasmradzać domu. U siebie też wychodzą na zewnątrz. A tu...
      W kwestii panienki z okienka-uwierz, że mówiłam drukowanymi i dużymi literami-wśród obecnych nasza rozmowa wzbudziła dziką radość :-)))

      Usuń
    2. Z przystanków też zwiewam. Przyznaję ze smutkiem, że zakaz palenia w tym miejscu jest zakazem pustym.

      Usuń
    3. się dopiszę, u mnie w kamienicy na korytarzu stryszkowym palą jak lokomotywy, mimo tego, że oburzają się , na palących na korytarzu na dole. I nijak nie potrafią zrozumieć, że nam niepalącym przeszkadza to, że jak otwieramy drzwi od mieszkania cuchnące powietrze wprost powala, ale o swoje mieszkania dbają coby ich nie zasmradzać, ech....

      Usuń
  2. to masz bogatych znajomych, tyle kasy puszczać z dymem!
    ja bym uciekła dużo wcześniej, od dymu robi mi się niedobrze, palacza wyczuję od razu - w windzie, w sklepie, najgorzej jak siedzi koło mnie w busie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje renciści hehe. Głupia jestem, bo głupio mi było przyznaję ze wstydem, tak od razu od niej zwiać:-(

      Usuń
  3. A ja naiwnie myślałam,że palacze umarli wraz z PRL-em:)))
    Bo jednak zdecydowana większość ludzi preferuje zdrowy tryb zycia, społeczeństwo jest coraz bardziej wykształcone i uświadomione.Najwięcej palaczy jest w tzw.krajach trzeciego świata,dzis papieros jest kojarzony z zacofaniem,paradoksalnie - z biedą(choć papierosy wcale nie są tanie)Ale,jak widać - dinozaury jeszcze się zdarzają.Wiała bym z takiego domu natychmiast:))
    A.K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest tak-nie masz co robić-zapal, nie masz o czym mówić-zapal, przy "robocie"-zapal. Opcjonalnie przy wszystkich przypadkach-napij się. Tu gdzie mieszkam papierosy sprzedaje się na sztuki. Kopcą starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Kwitnie handel przemycanymi "ruskimi" papierosami, które są o połowę tańsze niż te w sklepie. I mimo że już od dawna nie palę, to wciąż mnie częstują-nuszwiedelec sie złamię :-))). No głupia byłam, że szybciej nie dałam nogi:-)))

      Usuń