piątek, 23 maja 2014

W oparach absurdu. Czy jakoś tak.

Kiedy opowiadałam mojej terapeutce o wydarzeniach ostatniego tygodnia, najszła mię myśl, że gdyby ktoś kiedyś mi opowiadał, co się u niego wydarza, postukałabym się palcem w czoło i pomyślałabym, że ściemnia. Niestety w związkach z alkoholikami dziwolągi są na porządku dziennym i nocnym, tak że uwierzę we wszystko, co usłyszę. No może za wyjątkiem jakiegoś cudu ukazanego na brudnej szybie. Ale ad rem.
Ostatnio rozjeździłam się trochę. Początkiem maja byłam na zlocie o czym innym razem napiszę, ostatnio w P. u Sistera swego, dokąd musiałam pojechać w celu nieprzyjemnym bardzo aczkolwiek niezbędnym. Cel nieprzyjemny i niezbędny został zrealizowany, zaś Sister mój w ramach pocieszenia dał mi materac do spania, albowiem groziło mi spanie w jednym łóżku z matką, co mogło być wydarzeniem niezwykle traumatycznym i szkody wielkie w mym młodym życiu czyniącym ;-). W kwestii materaca z żalem muszę stwierdzić, że księżniczką nie jestem, bowiem czułam każdy cm podłogi pod swym siedzeniem. Myślę, że wina była po stronie materaca, a nie po stronie mego jakże zgrabnego i lekkiego siedzenia (ironicznie hehe).
Drugim pocieszaczem była moja ulubiona baletnica Pavlova, której zwiewnej bezowej sukienki pożarłam prawie pół, co wcale nie miało wpływu na ciężkość mego siedzenia;-).
Ale jak się można oprzeć czemuś takiemu? Prawda że nie można? :D.

Trzecim pocieszaczem była Noc Muzeów. Kurc galopkiem przeleciałyśmy po paru muzeach, po pierdylionie schodów weszłyśmy na wieżę widokową w muzeum fajek i dzwonów w przelocie oglądając wystawione tam zbiory, kątem oka rzucając na pokaz tworzenia fajek, jednym uchem słuchając występu zespołu Fidelis, dotarłyśmy na szczyt wieży, a tam…
Prawdziwa wisienka na torcie (takie kulinarne skojarzenie nieprawdaż )czyli widok P. z lotu ptaka. Na króciutką chwileczkę ogarnęła mnie cisza i spokój. Wybaczyłam nawet Sisterowi swemu tę koszmarną wspinaczkę, bowiem widok wart był swej ceny.







Tej samej nocy wróciłam do miejsca swego aktualnego pobytu i…
Wesolutki jak szczygiełek niemąż poinformował mnie, że „trochę” przypaliło mu się jedzenie. Jedzenie miało być w formie żeberek w młodej kapuście, której to tworzenie niemąż solennie zapisał sobie podczas rozmowy telefonicznej. Kiedy weszłam do domu, poprawka, kiedy usiłowałam wejść do domu w/w jedzonko prezentowało się w postaci kłębów gryzącego dymu, spalonego sufitu na garnkiem oraz spalonego garnka i miski, w których to potrawę przygotowywał. Widząc moją minę, zmył się i powrócił wieczorem nieżywy, w poniedziałek wstał, wyszedł i znów wieczorem powrócił nieżywy, we wtorek rano wstał, zapytał czy zrobię obiad i usłyszawszy negatywną odpowiedź wyszedł i powrócił w środę wieczorem, zgubiwszy przy tej okazji telefon (mus było zablokować kartę), wczoraj wyszedł był po kosę (trawa już do kolan), wrócił po jakiś 5 godzinach mocno zmęczony albowiem zaległ był na ścieżce prowadzącej do domu, dziś wyszedł w urzędowych sprawach…

W trakcie tego obfitującego w nadmiar alkoholu tygodnia wyszło na to, że „muszę rywalizować” o względy niemęża z pewną leciwą już mocno niewiastą zaopatrzoną w ciągle nieżywego męża zwanego przeze mnie Obleśnym Staruchem oraz brata jego, któraż to niewiasta do niemęża mego żywi ciepłe i pobłażliwe (chyba) matczyne uczucia, pojąc go rojalem i udzielając mu noclegu. O czym sama mnie poinformowała w rozmowie telefonicznej z dziwna radością w głosie mówiąc, że tak nocował u nich, i co z tego? Faktycznie nie powinnam się czepiać… :D

12 komentarzy:

  1. Matko jedyna, Ty mi powiedz jak w takich warunkach zachowujesz tyle pogody ducha i ironicznego podejścia do życia? Twardziel z Ciebie, naprawdę. Czy Twojego niemęża nie da się jakoś trwale od Ciebie odizolować? Trzymaj się ciepło,
    Eddie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga prawie imienniczko:-),
      trzymam się dzięki terapeutce, przyjaciołom, rodzinie, czytaczom tego bloga oraz bezrozumnej nadziei, że w końcu będzie lepiej. Kiedy tego jeszcze nie wiem. A niemęża nie da się odizolować z uwagi na to, że mieszkam u niego. Chciałam uciec do domku, ale tam miły pan komornik zapowiedział się z wizytą, potem nadszedł następny list podobnej treści i musiałam zostać.Tutaj nie ma czego zająć, bo nie sądzę że chciałby na ten przykład zająć niemęża...:-))

      Usuń
    2. Ehh, niewesoło. Dobrze, że nie jesteś sama przynajmniej. Ale na pewno mieszkanie u niemęża nie jest komfortowe. Trzymam kciuki, żeby nadzieja nie zdechła i żeby w końcu było lepiej :)
      Eddie

      Usuń
    3. Nadzieja zdycha ostatnia :-). Póki co jeszcze się trzyma.

      Usuń
  2. a może by za niego zapłaciła i wzięła go na zawsze? czy raczej nie? chyba jest trochę, z tego co czytam, przechodzony i awaryjny, nie wiadomo, jak tam z hydrauliką, hamulców brak, ech, chyba nie kupi:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da rady, oba samce Klarko:-). Cały układ sterowania padł, a o hydraulice dawno zapomniałam. Zawory też już nie trzymają-nawet jakby go odpicować, nikt się nie nabierze...Taka sytuacja :-)

      Usuń
  3. Wturlałaś się na ów "szczyt" z lekką zadychą zapewne:) to, gdybym Ci kazała turlać się nad Morskie Oko, to pewnie byś mnie zeżarła:) Why mnie tu na anonimowo czyta??

    OdpowiedzUsuń
  4. Because nie wiem Terara:-). I turlać to się można z górki a nie pod. No :-)
    I nie z lekką zadyszką, tylko z płucami na wierzchu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zy to miasto na p nad sanem?

    OdpowiedzUsuń
  6. P. jedyny w swoim rodzaju. Moje rodzinne miasto, poznałam od razu chociaż nie mieszkam tam od ponad 20 lat. pozdrawiam, jupik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimatyczne bardzo i takie trochę nie dzisiejsze i to pomomo rewitalizacji miasta.
      Pozdrawiam
      Edyta

      Usuń