sobota, 19 września 2015

Leczenie onkologiczne w Polsce-fikcja,chamstwo i niekompetencja

Pisałam już, że moja Siostra zachorowała. W czerwcu kiedy szła na operację, miał być to początek drogi ku wyzdrowieniu. dziś wiemy, że był to dopiero początek koszmaru. Jest mi wstyd, bo kiedy dowiedziałam się, że moja Siostra ma skierowanie do szpitala w Gliwicach-mówiłam Jej że to dobrze, że tam trafiła, bo osobiście znałam dwa przypadki pacjentek żyjących długo i szczęśliwie po leczeniu tam. Niestety moją Siostrę potraktowano tam jak-właściwie to nie wiem jak kogo.
 Pozwolicie, że wkleję to, co sama napisała, bo mi osobiście brakuje słów:

czwartek, 17 września
"zegar tyka, czas ucieka..."
Środek nocy. Właśnie niedawno wróciłam z Gliwic. Trudno mi określić stan ducha mego, że tak powiem. Zawieszenie w próżni chyba najlepiej oddaje co czuję. Nie wiem co myśleć o lekarzach i ich stosunku do pacjentów. Ja postrzegam się jako niewiele znaczący numerek w statystyce. Po pięciu tygodniach , trzykrotnej obecności w Klinice Onkologii (7.5 godz. jazdy autobusem, nocleg w hotelu żeby stawić się w klinice na 8 rano, wielogodzinne oczekiwanie po którym lekarz poświęca 10 min swojego jakże cennego czasu, informacje udzielane na korytarzu i kolejne odsuwanie decyzji) dziś decyzja zapadła. Otóż stwierdzono, że w moim przypadku rezultaty można uzyskać jedynie stosując terapię protonową. Zastanawiające jest , że kilku lekarzy dochodziło do tego wniosku przez tyle czasu, skoro każdy kto zechce poczytać w internecie na temat struniaka dowie się tego od razu.  W tej chwili w Polsce owa terapia jest niedostępna. Tak więc w łaskawości swej doktory dały mi pismo do konsultanta wojewódzkiego celem nadania biegu sprawie w kwestii leczenia w Pradze lub Monachium. Niestety okazało się , że są mocno niedoinformowani. Pismo owo skierowane było do konkretnej osoby. Czekając na odzyskanie mojej dokumentacji medycznej , która w tajemniczy sposób zaginęła postanowiłam umówić sobie spotkanie z owym konsultantem w Rzeszowie. I tu niespodzianka, wymieniony w piśmie doktor od maja już nie jest konsultantem . Na szczęście dla mnie udzielił mi informacji w tej kwestii. Czym prędzej udałam się z powrotem na oddział celem zmiany danych w piśmie. Wywołałam ogólną konsternację, ale w końcu dostałam co trzeba. Zimno mi się robi na myśl, że gdybym nie zadzwoniła od razu czekałaby mnie kolejna bezsensowna wycieczka do Gliwic. Pognałam przez pół Gliwic na tzw. dworzec czyli do zajezdni PKS skąd odjeżdżał autobus do Przemyśla. W tym czasie dziecko dzwoniło do Warszawy do konsultanta, żeby umówic wizytę. Niestety okazało się , że doktor od poniedziałku na urlopie będzie, ale pani sekretarka podpowiedziała, żeby wysłać meila  i może doktor udzieli informacji. Doktor informacji udzielił i okazało się , że procedura wygląda zupełnie inaczej niż mi to przedstawiono w Gliwicach. Ponadto w piśmie doktory z Gliwic powołały się na rezonans zrobiony u nich, niestety ani opisu ani płyty mi nie udostępniono bo podobnież jest to badanie wewnętrzne na potrzeby kliniki. Naprawdę nie rozumiem o co chodzi. Czy to totalne lekceważenie czy totalna niekompetencja ?????????????????? Obiecałam sobie nie jęczeć, trzymać się w ryzach, myśleć pozytywnie, ale brakuje mi już sił. Takich drobiazgów, że nikt nie raczył wystawić mi karty leczenia onkologicznego, jak również rzekomej opieki psychologicznej dla chorych na raka, której nie doświadczyłam nie będę komentować bo szkoda nerwów. Żyję w Matrixie i owo życie przecieka mi przez palce.
Pozdrowienia ze stryszku :-((

4 komentarze:

  1. Komentarz zostawiłam na blogu Twojej siostry. Ale chcę dodać swoje trzy grosze w tej sprawie. Dzisiaj byłam u swojej siostry, która leczy się onkologicznie w Bydgoszczy. Kiedy mówiła o leczeniu i o podejściu do pacjenta zauważyłam, że jest podobnie. Na pierwszy plan wysuwa się arogancja, lekceważenie, buta, brak empatii. Należałoby "wyleczyć" Służbę Zdrowia, a w szczególności tych osobników, którzy nie traktują swojej pracy jako służenie społeczeństwu.
    Mimo wszystko, bądźmy dobrej myśli. Pozdrawiam.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam,że byłaś. To skandal, że pracownicy tzw. służby zdrowia utrzymywani przez podatników traktują ich jak zło konieczne. Ja rozumiem, że nie można wczuwać się w los każdego pacjenta, niemniej jednak primum non nocere zobowiązuje do godnego zajęcia się tymże.
      Edyta

      Usuń
  2. Kurcze,kiedy slyszę o takich przypadkach,jak u Twojej siostry,coś się we mnie gotuje...Tutaj rzeczywiście każde słowo komentarza jest bez sensu,absurd tej sytuacji jest porażający.....
    Fakt,że.nie otrzymalam karty pacjenta onkologicznego,zwlekanie z ustaleniem leczenia....Jezu,to caly czas biją na alarm,że w przypadku raka,czekanie to tak jakby otworzyć drzwi i zaprosić śmierć,by szybciej drogę znalazła!
    Ręce mi opadly,Edytko,to,ze te wszystkie osrodki onkologiczne działają jak "fabryka",to wiem od dziewczyn,które zmagały się z rakiem,szczególy opisywały na swoich blogach ..ale sądziłam,że po tych wszystkich kampaniach,będzie trochę lepiej...a tu...
    Trzymam kciuki za siostrę,mimo wszystko nie wolno tracić nadziei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obydwie doszłyśmy do wniosku, że to wygląda jakby ci hmm lekarze czekali na to, aż problem sam się w sposób ostateczny rozwiąże :(

      Usuń