środa, 28 marca 2018

Witam ponownie

Po tym jak mi po przeprowadzce nie podłączyli internetu, a potem podłączyli, ale inni, to mię wena tfu, tfu tfurcza wzięła i odejszłą. Przynaglana przez całkiem nową Czytaczkę, zasiadłam byłam do laptuka i będę próbowała znów coś opisywać.Nowa Czytaczko nieznana mi z imienia ten post powstał dzięki Tobie :).

               O tym jak się przeprowadziłam i co z tego nie wynikło. Chociaż chyba też wynikło 😏

    Z trzy-dniowym poślizgiem tj. 3 grudnia ubiegłego roku, wielokrotnie pokonując drogę w postaci
dżmii w tańcu św. Wita, przeprowadziliśmy się na rzec by można dach świata. Na dachu świata pizga
wieje jak w kieleckim i latając po polach z kundlem, trzeba mocno uważać, coby łba nie urwało.
Jako że biegłości nieznacznie w germańskim nabyłam,chociaż mówię Wam im więcej drzew, tym gęstszy las, co w przekładzie na nasze oznacza, że ja się tego języka w życiu nie nauczę, bo mam już za mało czasu do końca żywota swego. Czasem jak mnie już tak na maksa to churgotanie wymęczy, to sobie polskie radio włączam i się rozkoszuję.
Ale do brzegu. W stosownym momencie powiadomiłam, każdego, kogo powinnam powiadomić, że się przeprowadzam, ale nie wszyscy przyjęli ten fakt do wiadomości. Chociaż może przyjęli, ale mieli to w miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Mam tu na myśli dostawcę internetu.
Pierwszy termin na podłączenie neta w nowym miejscu ustaliłam na 2-go grudnia. Z jakiegoś powodu dostawcy się odwidziało i zmienił mi termin na 6-go, przysyłając stosowną emalię. A że podawali mi sztywne godziny czyli 8-12, albo 12-16, to zmuszona byłam odmówić, azaliżalbowiemiponieważ drugą zmianę miałam. Zadzwoniłam, umówiłam wizytę na 14 grudnia, również między 8-12, ale nikt owego dnia nie przyszedł. Akurat odwiedził nas germański kolega Rozwiedzionego, to go poprosiłam o kolejne zadzwonienie i zapytanie, dlaczego u licha mają mnie gdzieś. Rzeczony kolega wisiał na infolinii jakieś trzy stulecia, w czwartym w końcu się połączył i pyta dlaczego nikt do tej pory nie przyszedł i nie zadzwonił. Panienka stwierdziła, że ona nie wie dlaczego i że mamy czekać. A była już godzina 16 z kawałkiem. Po 20-stej jasnym się stało, że interneta jak nie było, tak i nie będzie. Następnego dnia znów zadzwoniłam i znów termin ustaliłam, upewniwszy się uprzednio, że tym razem monter przyjdzie na 100% w dniu 21 grudnia. Oczywiście że nie przyszedł i nikt mnie nie poinformował dlaczego. Następnego dnia napisałam wypowiedzenie interneta i komórki i spokojnie oczekiwałam na odpowiedź, wszak na komórkę miałam więcej niż trzy miesiące , a stacjonarny z racji nie wywiązania się z usługi, mogłam zerwać umowę bez zachowanego trybu. Dodam, że do tej pory uważałam, że mieszkam w cywilizowanym kraju i takie sprawy jak umowy są wiążące. Niestety od tej pory wymieniam korespondencję i trafia mnie szlag.
Pierwsza odpowiedź była komórkowa. Napisali, że oczywiście wypowiedzenie przyjęli, z tym że umowa wygaśnie dopiero za rok. O piekło i szatani! Siadłam ja do kompa, ętelektem ruszyłam, pismo krótkie wystosowałam, że hola hola, ale liczy się data nadania, bo wiedziona resztkami , co mi w głowie pozostały, list nadałam poleconym. Zrobiłam ksero dowodu nadania i wysłałam również poleconym.Odpisali że przyjmują moje wyjaśnienie! i jednak umowa wygaśnie w tym roku. No to po sprawie-pomyślałam. Niestety w ten poniedziałek dostałam wezwanie do zapłaty już z kancelarii prawnej. Noszkarwasztwasz co znów? Zadzwoniłam, wyjaśniłam o so kaman i pytam dlaczego to wezwanie? No bo nie płacimy od trzech miesięcy. Jakie nie płacimy, przecież sami se biorą. No z jakiegoś powodu od stycznia nie brali, ale udało mi się płatność rozłożyć na raty. Komórek zatem mam ogarnięty, ale wciąż wisi mi internet, bo tu umowy nie chcą rozwiązać. Piniądż chcą, ale za nic.
W ostatnim liście (bo uprawiam z nimi korespondencję) zapowiedziałam, że płacić za nic nie będę, że nie widzę woli porozumienia z ich strony i że jak sobie życzą, to idę do adwokata i możemy spotkać się w sądzie. Dziś dostałam emalię, gdzie w sposób kulturalny napisali mi, że mam się bujać, bo i tak nie rozwiążą ze mną umowy, bo nie widzą powodu-brak usługi nie jest powodem jak mniemam. Na tę chwilę szukam adwokata, bo przesympatyczna pani prawnik która mówiła do mnie bardzo dużymi literami , była uprzejma się wyprowadzić. A niestety była tu tylkoona jedna.
Wiem, że moje germańskie elaboraty piszę z błędami, ale mam to w nosie. Ważne że rozumieją.
Także Szanowne Państwo teraz już wiedzo, dlaczego mam upadek sił umysłowych.


Do napisania się z Państwem :)

17 komentarzy:

  1. A to cwaniaczki! Oni Wam nic, a Wy i tak placic musicie. Walcz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam adwokata polsko-języcznego,ktoren za 119 ojro będzie mnie jak sam napisał bronił przed O tfu. Wolę jemu niż im ponad 400.Aniu ja mam problem z niemieckim,a nie z głową. Ale niestety miałaś rację, że bez pomocy prawnej się nie obejdzie.

      Usuń
  2. Cieszę się, że w końcu coś napisałaś. Z treści posta wynika, że wszędzie możemy się spotkać z nieuczciwymi operatorami telefonii komórkowej i internetu.
    Pozdrawiam serdecznie.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj regian, no niestety tak jest. Dla mnie ogromną przeszkodą jest brak biegłej znajomości języka. To co w Polsce nie stanowiło problemu,tutaj rośnie do rangi katastrofy. No ale nikt mnie tu na siłę nie trzyma .

      Usuń
  3. Mialam podobny problem tutaj x lat temu, z tym ze napisalam do firmy windykacyjnej, ktora chciala ode mnie te pieniazki wyegzekwowac, dlaczego nie placilam i nie zaplace. Bo jak nie podlaczyli to za co mam placic i to w dodatku z kara? Wyslalam im wszystkie pisma w te i wewte i rachunki i godziny rozmow telefonicznych nawet. I ich prawnicy sami jakos zalatwili z dostawca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One cfane są-póki co do windykacji nie oddali,a już cztery miesiące są jak za domowy nie płacę. Pewnie myślą, że durny obcokrajowiec im odpuści. A guzik z pętelką! Dostępu do billingów już nie mam,bo komórek zlikwidowany,smsy Rozwiedziony wyprał nieodwołalnie, ale mam emalie od nich. Zbiorę do kupy i do adwokata wyślę .

      Usuń
  4. Cieszę się, że to ja byłam Twoją 'inspiracją'. Coś poszło nie tak i nie wyświetlił się mój nick. Przepraszam:) Tak to jest, gdy zaległości w czytaniu nadrabia się w autobusie;) Czytam Cię od dawna i od początku kibicuję. Uwielbiam Twoje poczucie humoru i to jak po mistrzowsku wszytko opisujesz. W ogóle podziwiam Cię, że zdecydowałaś się wyjechać do Germanii. Sama jestem analfabetką językową i nie wiem czy potrafiłabym wykonać taki krok. Mam nadzieję, że sprawa z komórką i internetem zakończy się szybko i po Twojej myśli. Tego Ci życzę:) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak mi dobrze,tak mi pisz :D. Buk zapłać za dobre słowo Joanno. Ja nie mam talentu językowego, bo po trzech prawie latach powinnam germańskim trzaskać jak kulomiot. Ale jest jak jest i nic tego nie zmieni. Do Germanii wyjechałam,bo nie miałam innego wyjścia.A dostawcę internetu poszczuję adwokatem i będzie ok. I zasadniczo tak się dopominałaś o czytanie,że nie miałam innego wyjścia, jak siąść i napisać:D.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale super, że znowu jest post! :))) Jak i powyższe szanowne Koleżanki, też bardzo Ci kibicuję. Slama od niedawna zmagam się z początkami życia, czy może raczej funkcjonowania w Germanii i toczę prywatną mein Kampf z językiem, którego sprawne ogarnięcie chyba przekracza moje możliwości intelektualne. Doskonale dzięki temu rozumiem, jak coś, co do załatwienia w Pl było pikusiem, tutaj przypomina wspinaczkę na Mount Everest. Lekko nie jest, ale za to jaka satysfakcja, gdy po wielu bojach, okupionych nieprzeciętnym stresem, udaje się w końcu ten szczyt zdobyć. ;)
    Przy okazji, jak można, pytanie mam, bo czytałam we wcześniejszych wpisach (dołączyłam niedawno, więc śledzę dwukierunkowo - najprzód i wstecz), że miałaś epizod z Integrationskurs. Czy w subiektywnym odczuciu Twoim pomaga się ta forma nauki cokolwiek w języku posunąć naprzód? Ja dopiero oczekuję na swój i jak dotąd językowo walczę sama z pomocą książek i stawania w życiowych sytuacjach typu urzędy, banki itp., gdzie jednak problem mam taki, że mnie jakimś cudem rozumieją, ale ja ich już jakby znacznie mniej.

    Cieszę się, że wróciłaś do pisania. :) Trzymam kciuki za pozytywny rozwój wydarzeń z dostawcą netu. Mam nadzieję, że prawnik da im popalić.
    Pozdrawiam, Ewa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ewo, buk zapłać za dobre słowo :). Z Integrationskurs jest:
      po pierwsze primo wszystko zależy od nauczyciela. Jeśli będzie upajał się własnym głosem, tak jak to robił mój, coś tam zyskasz, ale niewiele.
      po drugie primo-jeśli pracujesz, znów coś tam zyskasz, ale niewiele. Tych parę osób które znam, które pracowały i próbowały się uczyć-wszystkie zrezygnowały mniej więcej w tym momencie, w którym ja. Ten kurs jest bardzo intensywny i zwyczajnie w którymś momencie przestajesz ogarniać.
      Po trzecie primo-dużo złapiesz jak obracasz się wśród Niemców i ktoś cię w domu odpytuje ze słówek i całych zdań. Mam koleżankę po takim kursie, w domu chłop ją odpytywał, nauczyciel był fajny, dawał dużo do pisania, czytania i słuchania, wtrącał się tylko wtedy, kiedy musiał poprawiać, a całą resztę odwalali uczniowie i na dodatek ona nie pracowała-egzamin na B1 zaliczyła bezbłędnie.
      i po czwarte primo-uchodźcy. Z nielicznymi wyjątkami oni nie chcą się uczyć.Przeszkadzają na lekcjach, spóźniają się, głośno gadają... Przychodzą na lekcje tylko po to, żeby podpisać listę obecności, bo jak nie podpiszą, lub nie dadzą usprawiedliwienia, to tracą zasiłki.
      po piąte primo-nie wiem,czy wiesz, ale trakcie trwania kursu nie będziesz mogła pojechać do Polski na kilka dni w czasie dowolnym dla ciebie? Jeden dzień możesz usprawiedliwić, więcej dni papier z urzędu, albo od lekarza. Nawet jak będziesz musiała w urzędowej sprawie pojechać do Polski, to musisz przywieźć urzędowy papier i na dodatek przetłumaczony. BAMF to bardzo rygorystycznie sprawdza.
      Na koniec już bez primów he he. Mam ten sam problem co ty-mnie świetnie rozumieją, ja ich jakby mniej. Y naciskiem na mniej. Niestety wynika to z tego, że się mało z Niemcami przebywa.

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Dzięki za szczery i szeroki opis. :) O tej potrzebie usprawiedliwiania nieobecności to słyszałam, choć nie wiedziałam, że aż takie serio jest do tego podejście. Na szczęście kurs trwa parę miesięcy, to jakoś może uda się to ogarnąć. Jak na razie jestem na takim etapie, ze potrzeba rozumienia niemieckiego jest u mnie zaraz za potrzebami fizjologicznymi i na wiele jestem gotowa, byle się germańskiego nauczyć. Bez sprawnej komunikacji ciężko. Bardzo liczę na ten kurs właśnie, chociaż trochę się boję rozczarowania.

      A wracając do bloga, świetnie się Ciebie czyta. Potrafisz humor poprawić i na duchu podnieść, gdy człek podupadnie na tej obcej ziemi. ;) Proszę Cię, pisz dalej. W miarę czasu, sił i chęci ma się rozumieć. Wszystkiego dobrego, pozdrawiam serdecznie :) Ewa

      Usuń
    3. Dzięki za szczery i szeroki opis. :) O tej potrzebie usprawiedliwiania nieobecności to słyszałam, choć nie wiedziałam, że aż takie serio jest do tego podejście. Na szczęście kurs trwa parę miesięcy, to jakoś może uda się to ogarnąć. Jak na razie jestem na takim etapie, ze potrzeba rozumienia niemieckiego jest u mnie zaraz za potrzebami fizjologicznymi i na wiele jestem gotowa, byle się germańskiego nauczyć. Bez sprawnej komunikacji ciężko. Bardzo liczę na ten kurs właśnie, chociaż trochę się boję rozczarowania.

      A wracając do bloga, świetnie się Ciebie czyta. Potrafisz humor poprawić i na duchu podnieść, gdy człek podupadnie na tej obcej ziemi. ;) Proszę Cię, pisz dalej. W miarę czasu, sił i chęci ma się rozumieć. Wszystkiego dobrego, pozdrawiam serdecznie :) Ewa

      Usuń
  7. Ufff, juz sie balam, ze Cie z tej góry w jakas zaspe zwialo i dopiero latem odtajasz ;).
    Dostawcy internetu to chyba ta sama rasa, co ubezpieczeniowcy - bez adwokata nie ma co do nich podchodzic :(((. Juz z trzecim mam do czynienia i cycki opadaja.
    Z germanski tez chyba bym sobie nie poradzila :(. Mialam to szczescie, ze narzecze tubylców raczej latwo wchodzi, bo jezykowo jestem jak stolowa noga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przepaść raczej jak cuś. A germanski to mi przestał wchodzić . Mam czarną dziurę nieprawdaż. Dobrze że Panterka jest.

      Usuń
  8. O Dedytka w końcu się wzięła i napisała.Brawo Ty :)
    Matko kochano...ales się w gówno wplątala,tzn nie Ty specjalnie jeno germańska firma w ktorej jacys dziwni ludzie pracują...Brać kasę za brak usługi???....Masakra,ciekawe jakbys byla biednym uchodzcom z Afryki,Krajów Arabskuch itp tez by tak w kulku lecieli....
    Trzymam kciuki i wierzę,że wygrasz!!!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny uchodźca jest biedny żau żau i jemu nic nie zrobią, bo się im zawinie i zaginie jak 100 tys.jemu podobnych. Tyle im zginęło.

      Usuń
  9. Ooooo, wyraznie poszlo w internytowy niebyt :S. Ale ciesze sie, ze nie zniknelas.

    OdpowiedzUsuń