środa, 2 kwietnia 2014

Pracy szukam

Z domu już wszystko wyprzedane w sensie płoty, garaż, łazienka (dobrze że mam drugą), dachówka i drzwi od warsztatu, grzejniki z domu... Co nie sprzedane-ukradzione, bo przecież wszystko otworem stoi i każdy może wejść jak chce. Niemąż twardo przy wyjeździe do Germanii obstaje, szczególnie że ta działalność handlowa miała ścisły związek z licytacją komorniczą, która odbyła się 20 marca. Prowodyrem akcji była jego siostra. Sądzę, że nikt nie dokonał zakupu, bowiem już dawno nowy właściciel objawiłby się z żądaniem opuszczenie jego własności. Niemąż nie raczył pofatygować się do sądu z uwagi na solenne zażywanie leku na całe zło. A zażywa je codziennie, czasem nawet dwa razy. W małych ilościach, co by właściwe stężenie utrzymać. Krwi w alkoholu. Ale do Germanii jedzie. Za co i czym pozostaje dla mnie zagadką.
Wciąż szukam pracy. Miało być fajnie we Wrocku, dobra duszyczka popytała wśród znajomych, ale jak doszło do szczegółów, okazało się że było pięknie tylko na chwilę. Życie zweryfikowało słowa innych i praca byłaby tylko u dobrej duszyczki, ale ciut za mało zarobiłabym. Beatko z całego serducha dziękuję za okazane zaufanie. Zbieram takie okruchy dobra, bo wiem, że dzięki nim kiedyś będzie lepiej. Że dobrzy ludzie są wszędzie. Napisałam też na fb, że szukam pracy we Wrocku- więcej tego błędu nie popełnię.
Moje poczucie humoru nie udźwignęło dowcipów jakimi zostałam uraczona.
Szukam też pracy w okolicy. Nieco dalszej niż własny grajdołek. Wczoraj nawet zostałam zaproszona do Ostrołęki. Pojechałam a jakże. Idąc na spotkanie z potencjalnym pracodawcą wyznaczone w pewnym hotelu na Narwią ( nie, nie to nie TAKA praca :D ), bo właśnie w takich miejscach wyznaczają spotkania
rekruterzy z sieciówek, minęłam po drodze cmentarz i domy pogrzebowe. Zatrzymałam się na chwilę, bo w pewnym momencie mignęło mi podejrzenie, że to kawał jest. Ale nie. Hotel był ciut dalej. Rozmowa odbyła się, pani prowadząca oblała się herbatą i już wiedziałam, że nici z pracy. Za dużo negatywnych znaków :-)).
Znów zaciskam zęby i uzbrajam się w cierpliwość. Będzie lepiej. Kiedyś na pewno będzie lepiej...



2 komentarze:

  1. no niestety, tak właśnie jest, nauczyłam się dawno temu nie pisać publicznie o kłopotach bo zawsze się znajdzie albo ktoś średnio dowcipny, albo wprost gnojek, który tylko czeka na takie okazje, by dokopać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paskudne jest to, że to kolega był, wydawałoby się miły i sympatyczny.
      "Chciałem Cię rozśmieszyć" napisał, kiedy zwróciłam mu uwagę, że odrobiną empatii mógłby się wykazać.
      Dlatego wciąż jestem jędzą i dobrze mi z tym ;-)

      Usuń