Zrobiłam sobie dobrze. W końcu. Bo wiecie rozumiecie był i korzeń (a nawet trzy), były bulwy prawdziwe ze skórką (cały kilogram), były też brudne paluchy:D.
Dowód? Ależ prą bardzo!
A na koniec mmmmmm pyszności z wielką łychą 30% creme fraiche (bo co se będę żałować):D
Na pewno pięknie i pysznie pachnie. Teraz to sezon na buraczki :)
OdpowiedzUsuńW normalnym kraju sezon trwa cały rok-tu dopiero teraz mogę coś kupić/ W sobotę powtóreczka mniam mniam :-)
UsuńA nie żałuj sobie. Smacznego życzę.
OdpowiedzUsuńregian
A nie pożałowałam :-)
Usuńa fasola jaś gdzie?
OdpowiedzUsuń:P
Na półce w "ruskim" sklepie:D.
UsuńWolę bez (bez fasoli znaczy ) :D
W końcu sobie dogodziłaś:-)Pamiętam Twój tęskny post za korzeniem :-)
OdpowiedzUsuńNo to teraz mozesz szaleć non-stop bez umiaru i to w dodatku bez skutków ubocznych,no chyba,żebyś fasolkę dorzuciła :p
Fasolka to skutek odtylny raczej :D. A barszczyk spozywam już trzeci raz-jest pyszny :D
Usuń