sobota, 17 sierpnia 2013

Zupa owocowa

Pewnie każdy z Was ma potrawy z dzieciństwa, których wspomnienie smaku do dziś budzi niechęć do spożycia i złe skojarzenia. Wbrew pozorom moją spożywczą paskudą nie jest rzadki szpinak ze szkolnej stołówki, a słodkie zupy mleczne i owocowe. Szpinak bardzo lubię, aczkolwiek przyrządzam go w nieco innej postaci niż rozlana kupa na talerzu :-). Zupę mleczną też zjem, pod warunkiem, że będzie leciutko posolona i bez kożucha,bo tak właśnie jadłam ją w dzieciństwie. Natomiast zupa owocowa...
Wspomnienie burej brei z rozgotowanym makaronem, słodkiej jak ulepek prześladowało mnie od zawsze.
I tak jak odmawiałam spożycia słodkiej zupy mlecznej, tak też z całą mocą odmawiałam owocowej. Jeśli ktoś próbował zmusić mnie do jej zjedzenia-pewnie domyślacie się, czym taka rozrywka była zakończona.
I o ile mleczną można było zmodyfikować, o tyle owocowej już nie. Chyba że ktoś z Was zna przepis na słoną ;-).
    Zdarzyło się jednak, że w trakcie ostatnich afrykańskich upałów mój koncept obiadowy uległ przegrzaniu i już sama nie wiedziałam, co zrobić na obiad. Mążmójwtedytrzeźwy poprosił o zupę owocową.
Pogiełło faceta czy cuś!. Ja i zupa owocowa! O nie, ten numer nie przejdzie! Jednak po wielkich naleganiach zgodziłam się, pod warunkiem jednakże, że sam ją sobie spożyje. Po przepis udałam się do masterczifa gugla, lekko go zmodyfikowałam i... . Zakochałam się w zupie owocowej :-).
Lekko kwaskowa, owoczysta, gęsta i pachnąca z kleksem jogurtu greckiego... Zobaczcie sami :-)):



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz