Z racji siatkowego zabiegu nie bardzo mogłam siedzieć ino latać w te i nazad, potem uchowego, gdzie siedzieć, latać a nawet stać nie można było wcale-pozbawiłam Was drodzy czytacze megoż
19 czerwca udałam się byłam do szpitala. Po pięciogodzinnym oczekiwaniu i po 24-godzinnym poście, o suchym pysku, bo pić też nie mogłam, zostałam zawieziona w charakterze operacyjnej weteranki na oddział operacyjny. Se pogadałam z miłymi paniami, się przedstawił lekarz że on niby mój (nic nie wiem w temacie. Nie posiadam lekarzy na własność), po czym z radością i bez mała z pieśnią na ustach, oddaliłam się w nieważkość. Mogę być usypiana parę razy dziennie, jednakże wkurza mnie budzenie. Pospać nie dają.
Wkurzona obudzeniem zostałam odwieziona z powrotem do swojego pokoju, zastanawiając się po drodze w jaki to cudowny sposób pójdę do toalety, bo pomimo środków znieczulających, już bolało jak olera. Problem sam się rozwiązał, bo próbując wykopać się spod kołdry, przy czym wykopać było słowem mocno na wyrost, niechcący zahaczyłam o rureczkę. Rureczka była od woreczka wiszącego z boku łóżka. Cud że o tego wierzgania nie wyrwałam jej sobie. Chwilę później przyjechała kolacja i tak zakończyłam post. Na całe szczęście pacjentką obok była Polka, więc mogłyśmy rozerwać się towarzysko. Tak się rozrywałyśmy, że nas w końcu pielęgniarka musiała uciszyć, bo noc już była. Poprosiłam o procha na sen i oddaliłam się w objęcia Morfeusza. Niestety tak jak poprzednim razem co godzinę wpadał facet na pomiar temperatury i ciśnienia, oczywiście budząc mnie za każdym razem. Musiałam mu jakoś w oko wpaść, bo za każdym razem idiotycznie stwierdzał, że śpię, gapiąc się przy tym, w zachwycie jak mniemam. Obsłużywszy koleżankę, wtykał mi w ucho termometr, cudem jakimś nie mierząc rzeczonej temperatury poduszce. Z drugiej strony głowy. Latał tak do rana i zasadniczo to był ostatni objaw troski o nas. Potem po za salowymi też Polkami he he, jedzeniem i wizytą lekarską, nawet pies z kulawą nogą do nas nie zajrzał. Na drugi dzień uprosiłam wyjęcie rureczki, solennie zapewniając, że mi nic i do klo mogę już samodzielnie, wezwano mnie na oddolne badanie i zapewniono, że jutro mogę do domu. A i pozwolono na prysznic. Z czego skorzystałam zaraz natentychmiast. Bo tego no upały są. Prysznic wzbudził zazdrość koleżanki, bo ona nie mogła he he. Dwa woreczki miała.
Powiem tak-o ile cel zabiegu został w osiągnięty w 100 procentach, o tyle moje samopoczucie jest nie bardzo. Wciąż mnie coś ciągnie i kłuje i bardzo mocno utrudnia siedzenie. A wszędzie muszę dojechać przecież. I wciąż jestem na zwolnieniu. Zwolnienie lekarskie jest fajne wtedy, kiedy człowiek jest zdrowy i może coś porobić. Jak nie zdrowy, to nie jest fajne. Tym niemniej jednak wszystkim Paniom borykającym się z problem inkontynencji, z czystym sumieniem mogę polecić taki zabieg. Jakość życia naprawdę jest inna. Fajna :)
*Historia o wujku będzie.
Do napisania się z Pąństwem :)