środa, 21 sierpnia 2013

"Skandal" :-))

         Nie boję się ich. Czasem jak mi znienacka wyskoczą pod nogami, bywam zaskoczona. Z jednym/jedną w pamiętnym dla mnie roku zaginięcia mężamegoprawietrzeźwego próbowałam się zaprzyjaźnić. Kiedy wchodziłam do kotłowni i zapalam światło, wybiegała na powitanie i wcale się mnie nie bała.Dobre chęci z mojej strony uległy odwróceniu o 180 stopni, kiedy ów/owa sprowadziła mi do kotłowni całą swoją liczną rodzinkę i w ramach budowy gniazda, wygryzła dziurę w otulinie "boljera" jak mówi ludzkość tutejsza. One są co roku. Już w sierpniu masowo zaczynają schodzić z pól i szukają miejsca w domach. U mnie łatwo-dom parterowy, drzwi wciąż otwarte, chociaż dla tych małych potworów nie ma rzeczy niemożliwych i wszędzie wlezą.
       Tak słusznie się domyślacie. To mysz polna. Małe szare upiorstwo, z którym walczę co roku
. W końcu prawie wygrywam, na krótką chwilkę, ale zanim wygram, w domu widzę całe mnóstwo śladów ich bytności. Obrzydliwych śladów.
        Jestem dla nich hojna. Dokarmiam szczodrze. Trutką oczywiście.Od połowy lipca wysypałam im już jakieś 0,5 kg, bo to żarłoczne bestie są. Żrą jak szalone. I co w zamian otrzymałam????
Zwłoki na środku kuchni. Jeszcze żywe, choć już niemrawe. A w domu sama jestem... Łopatę wzięłam i grabie, wyniosłam do ogródka. Nie uważacie,że to skandal tak się wyłożyć? :-))). Powinna być bardziej dyskretna :-)).


2 komentarze:

  1. PRAWDZIWA BLONDYNKA ZE MNIE.
    CO ZAGLĄDAŁAM TO NIC NIE PISZESZ, A SIĘ OKAZUJE , ŻE JA CAŁY CZAS NA CZERWCU BYŁAM I JAKBY NOWOŚCI CZYTAĆ NIE MOGŁAM.
    KOLEJNE DOŚWIADCZENIE DO KOLEKCJI-
    WSÓWKA

    OdpowiedzUsuń
  2. Z naciskiem na "nie mogłam" :D

    OdpowiedzUsuń