piątek, 7 sierpnia 2015

Dziabnęła mnie taka jedna w paski inne nieprzyjemności

Ja ich nie odróżniam-żółto-brązowe paski i igiełka, igieliczatko i paskudny ból plus duszności. Tym razem bez tych ostatnich. Stałam Ci ja na dworze, kiedy poczułam, że coś mi łazi po plecach. Pacnęłam ręką, krzyknęłam au i strząsnęłam z siebie potwora (albo potworzycę). Na szczęście w nieszczęściu było to tylko lekkie ukłucie, po którym pół dnia chodziłam ze sztywnym karkiem.
Druga nieprzyjemność-w poniedziałek idę pracować na maszyny plus pakowanie. Boję się trochę, bo tu sama muszę obsłużyć ustrojstwo i sama wszystko zapakować. A maszyna idzie... Znaczy się trzy maszyny, bo tyle obsługują kobiety. Kolega Polak powiedział, że metoda na draństwo, to być od niej szybszym. Hmmm... Problemem jest mój germański, bo trzeba trochę poczytać, a czytanie chwilę mi zajmuje, bo jeszcze zrozumieć muszę. Najwyżej mnie zasypie :(
Nieprzyjemność trzecia-pracuje ze mną Rosjanka Maria. Do Germanii przyjechała z rodzicami jakieś 20 lat temu, więc gada. Od początku coś do mnie miała-a to była zazdrosna o Styropianową Moni (moja szkoląca), a to narzekała, że nic nie umiem. Nawet nie wiedziałam, że zrobiła się o mnie mała awanturka, bo część załogi stanęła po mojej stronie. Maryśka zebrała ochrzan, powiedziano jej że jak mi życie będzie utrudniać pójdę do "góry" (czytaj do dyrekcji) i będzie miała kłopoty. O wszystkim powiedziała mi Anetka młodziutka Polka, która ze mną pracuje. Po tym przeprowadzono ze mną rozmowę, że nie latamy do dyrekcji tylko załatwiamy wszystko między sobą. Ok duża dziewczynka jestem i od dość dawna nie skarżę. Unikałyśmy się zatem z Maryśką wzajemnie aż do dziś. Pech chciał, że dziś musiałam z nią pracować. Znów szły termohausy więc wiedziałam, że kontakty będą mocno ograniczone. Szybko spakowałam pierwsze wózki, zostało mi trochę czasu, poszłam pakować coś innego.A miła Marysia w tym czasie latała na fajki. Wkurza mnie to, bo palacze mają dobre pół godziny przerwy więcej. Jednak jeśli dyrekcja nic z tym nie robi, ja też nie mogę. Ok dopóki nikt mi nie depcze po odciskach i ja go nie ruszam. Niestety po normalnej przerwie zaczęły się problemy.
Hala zawalona była wózkami (wózek jest wielkości małego regału sklepowego), był płacz że dużo pracy, mnie się trafiły wybrakowane pokrywy do termosów. Otworzyłam trzy kartony i jedną w jedną były uszkodzone. Poszłam ci ja do Marysi i pytać zechciałam co z tym zrobić. A miła Marysia burknęła mi na to, że mam trochę szybciej pracować.Odpowiedź w temacie jak widać Odrzekłam, że szybko pracuję ale para już mi poszła...
Zaczęłam szukać majstrów, ale jak na złość gdzieś poleźli. Utknęłam w martwym punkcie, bo bez ich decyzji sama nic nie zrobię. To se pomyślałam, że pójdę do Styropianowej Monisi co by sytuacje oczyścić. I co usłyszałam? Że sztres,bo fielarbajt,że muszę sama pracować. Para poszła mi z nosa...
Odpowiedziałam, że wszystko jasne i że to co mówi Maryśka jest ok co ja-nie.
Potem przyszła majsterka, kazała szukać dobrych przykryw, złe zostawić (po co nie wiem) i w ten sposób skończyłam co moje.
Na to podejszła Marysia, która cud nad cudy sama ogarnęła swój chaos i pyta jakiej ja pomocy potrzebuję, Żadnej zgodnie z prawdą odpowiedziałam i że sama sobie poradzę. Na to ona wrzeszczy ponownie że pytałam o pomoc, a ja znów, że nic od niej nie potrzebuję.Tak się wkurzyła, że walnęła wózkiem w piec he he. Potem był koniec pracy i uznałam, że nie będę z nimi rozmawiać, bo nie ma o czym. I siadłam se w kącie celem odpoczynku. Wtedy nadejszła Marycha i ZACZĘŁA MNIE PRZE-PRA-SZAĆ. Ha! Opowiadała jakieś bzdury w stylu, że nie zrozumiała o co mi chodzi i inne takie. I żebym nie żywiła urazy. A ja uważacie wysiliłam ętelekt i powiedziałam coś w stylu, że zapomniał wół jak cielęciem był. I że ona też kiedyś o wszystko pytała.A że przyszły razem z Monią to i jej powiedziałam, że muszą się zdecydować-albo pracuję sama, albo pytam o wszystko. Nie spodobało jej się to, oj nie. A to dlatego, że do tej pory byłam milutka i wszystko było ok. Było ok bo nie umiałam nic powiedzieć. Ja jakoś przesadnie kłótliwa nie jestem i lubię zgodę, ale kurna na łeb sobie wleźć nie pozwolę. I proszę Szanownego Państwa całość dokonywała się po germańsku he he.
Wiem, że mogę mieć kłopoty, bo Styropianowa Moni mi tego nie daruje, ale i tak uważam, że warto było. I to jest pozytyw dzisiejszego negatywu :-)).





8 komentarzy:

  1. Ja pamietam tez taka sytuacje mialam na poczatku swojej kariery w Skotlandii. Pracowalam na stolowce szkolnej, corka kierowniczki to byla, lat 19-20. Zaczela po mnie jezdzic ze wywalilam do smietnika splesniale kanapki, ze co ja robie, jak ja moge, ze co ja sobie wyobrazam. A ja do niej ze moze nie mowie po angielsku tak jak ona ale nie jestem glupia i wiem co to znaczy splesniala kanapka. Przyszla mama, znaczy kierowniczka, zobaczyla, pochwalila mnie i poszla. A z corka mialam spokoj do samego konca. Po prostu sie nie odzywalysmy do siebie przy milczacej aprobacie kierownictwa. I tak to bylo. Ci oni to sobie mysla ze jak sie nie potrafisz wyslowic to od razu debil jestes. Nosz kurna. Nie wolno dac soba pomiatac i Ty tez o tym dobrze wiesz. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co nie zamierzam wciągać w te sprzeczki kierownictwa. Poradziłam sobie sama i to jest ok. Mnie ciekawi tylko tylko to, że kierownictwo zezwala na przerwy papierosowe i w nic z tym nie robi.A pomiatać sobą nie dam, bo już za długo na to pozwalałam. Żebyś widziała jak się Marycha zdziwiła...hre hre hre

      Usuń
  2. Współczuję ataku osy, czy też innej podobnej paskudy. Też jestem uczulona i wiem czym to grozi. ;-(
    Maryśce powiedz, że masz znajomego (tego z Twojego snu) i załatwisz jej powrót (zsyłkę) do domciu.....hi, hi.......... niekoniecznie w Germanii.A z Monią sobie poradzisz.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurna no zapomniałam o sennym ukochanym:-)))). A nawet gdybym sobie z Monią nie poradziła, gadać na tyle już potrafię, że i ona będzie mieć kłopoty hre hre hre

      Usuń
  3. zawsze się trafi ktoś wredny i paskudny, podziwiam Twoje opanowanie, oprócz nowej pracy u Ciebie wszystko nowe, język, kraj, mieszkanie, ludzie, coś strasznego, nie dałabym chyba rady, ja przynajmniej wracam do swojego domu ale i tak
    przez pierwszy tydzień pracy codziennie miałam rano biegunkę i prawie nie spałam w nocy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to mi się trochę łzy zakręciły i one to widziały. Niestety dla nich to co wydusiłam z siebie w narzeczu germańskim łzawe już nie było.
      Jest bardzo trudno, bo to całkiem obcy ludzie są, chociaż paradoksalnie bardziej samotnie czułam się w Ostrowi chociaż byłam u swoich.

      W kwestii Twojego samopoczucia pracowego-teraz już tego nie mam, ale kiedyś było tak samo. Nowa praca, nowi ludzie, nic nie wiem, nikogo nie znam-trudne. Człowiek chciał pracować a jednocześnie gdyby mógł, to by więcej nie poszedł:-). Takie pomieszanie z poplątaniem :-))))).
      Nie wiem czy pamiętasz-dawno, dawno temu napisałam Ci w mailu, że zadroszczę Ci domu, a Ty odpisałaś o drodze jaka przeszliście zanim ten dom się w waszym życiu znalazł. Dziś wiem, że to nie o dom mi chodziło tylko o miejsce, które można uważać za własne.I właśnie tak się czuję tutaj oraz w każdym innym mieszkaniu jak coś-dokąd płacę jest prawie jak moje:-))))

      Usuń
  4. Różnie w życiu bywa ...tam dom gdzie serce Twoje jak mówią .Walczysz, ...dzielna jesteś ,szwargoczesz ,tyrasz po nocach. Szacun ,wielki szacun Edytko . Mój dom też nie mój ale jest ok ..przynajmniej obecnie :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje serce na wieki wiekuf ament we Wrocku zostało. I pomimo tego, że jet mi coraz częściej bardzo trudno, wiem że czasu nie cofnę, więc naprzód wciąż idę. W Polsce w ostatnim czasie przed wyjazdem tez bardzo ciężko pracowałam-chyba nawet ciężej niż tu, bo jak kto ma perfekcyjne podejście do wykonywanej pracy, to potem zajeżdża się na śmierć choćby to było latanie na szmacie-wolna niedziela w tygodniu o czymś świadczyła he he. Z tym szwargotaniem to jeszcze nie do końca jest szwar szwar i długo jeszcze nie będzie, bo poziom założyłam wysoki, ale daję radę :-)). Do starań motywuje mnie myśl, że 1200 zł w Polsce nijak się ma do 1200 er tutaj. W Polsce za te pieniądze po opłaceniu wszystkiego masz bardzo malutko na przeżycie, tutaj oprócz rachunków zapłacę dodatkowo ubezpieczenie auta, zatankuję i stać mnie jeszcze na drobne przyjemności. Oczywiście bez szaleństwa. Jak się poogarniam ostatecznie, zaczynam odkładać na długi:-)
      Pozdrawiam :-)

      Usuń