piątek, 28 sierpnia 2015

Zicung z anwajzungiem

Sitzung mamy zawsze w czwartki, zawsze kiedy mamy pierwszą zmianę i padamy na ryj. Czterodniowe wstawanie o 3 rano sprawia, że nasza aktywność o godzinie 13.00 wynosi 1. O mojej nie wspomnę z racji braków językowych. Co trzy tygodnie jest bita piana na temat pomysłów, wniosków, interpelacji i zapytań poselskich na tematy robocze, które skrzętnie się notuje i trzyma w wielkich segregatorach i z których nic nie wynika. Siedzimy jak na tureckim kazaniu i to dosłownie, bowiem jeden z majstrów jest Turkiem. Mija pół godziny doliczane do czasu pracy i płatne (bo po pracy czynności siedzenia wykonujemy), podpisujemy listę obecności i średnio przytomni wracamy do domów. Rzecz odbywa się w zakładowej kantynie, do której wiedzie stopni 6 (sześć). Jednakże wczoraj do zicungu doszedł Anweisung  czyli szkolenie z zakresu BHP. Załoga zgodnie mnie przeklęła obciążając winą jako nowego pracownika za 45-minutowe marudzenie i to na dodatek na piątym piętrze zabytkowej wieży, w której znajduje się sala szkoleń. Wleźliśmy tam z wielkim trudem i każdy z wywieszonym jęzorem. W okolicy trzeciego pietra przestali mi złorzeczyć z uwagi na silną zadyszkę, która dotknęła każdego z uczestników wycieczki. Tak na marginesie szkolenie to odbywa się raz do roku i tylko przypadek spowodował, że stało się to akurat teraz. Jednakowoż z kogoś pośmiać się trzeba i tym razem padło na mnie. Zatem sapiąc jak stado lokomotyw wleźliśmy na górę i zastaliśmy tam wesolutkiego szefa, który nie chcąc narażać się na ogólną śmieszność jako sapiący prelegent, wdrapał się był tam odpowiednio wcześniej. W ruch poleciały dla odmiany dwie listy do podpisów wszak był to zicung z ajwanzungiem, przyciemniono światła i odpalono slajdy. Pierwsze pomoce i inne straże pożarne były ok, natomiast dalej było już coraz ciekawiej. Mianowicie na hali jest straszny hałas znaczy się decybeluf mrowie a mrowie, więc nakaz czopków dousznych noszenia jest-szkoda, że nikt tego nie wymaga a i sami szefowie latający w te i nazad w ilości hurtowej uszów sobie nie zatykają. Bez przeszkolenia stanowiskowego nie wolno dotknąć maszyn-nijak się to ma do tego, że postawiono mnie przy trzech cholerach każda inna, pokazano kilka guzików z czego jeden jest do wyłączenia maszyny a pierdylion do jej włączenia (mnie cholery nie pamiętam które) .Koledzy ( i jedna koleżanka) jeżdżą bez uprawnień na wózkach widłowych, bo ktoś to musi robić, nie wolno wchodzić pod  maszynę w celu wyciągnięcia "wypadłych" części-należy to zrobić specjalną łopatą, szkoda że trzeba tam wleźć żeby wyczyścić szpachelką przyklejony styropian, który robi dziury w nowych częściach.
Jak czytać w załączonym opisie firma swoje odbębniła, papier że pracownik przeszkolony ma, a życie toczy się dalej. Znaczy dziś robiliśmy to wszystko co wczoraj z tym, że wiedzieliśmy że nie wolno, szef (wyjątkowo jeden) latał po hali bez czopków w uszach i uśmiechał się do wszystkich jak leci, w tym do mnie chociaż wie, że nie rozumiem, :-), bo co tam będzie zwracał uwagę na detale, nieprawdaż.

4 komentarze:

  1. No cóż, czyli nie taki ten porządny ten niemiecki porządek.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No jak to, usmiechu neie rozumiesz? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stosunku do szefa trzymam się wersji, że nic nie rozumiem, a on skrzętnie te wersję podtrzymuje ;-)

      Usuń