ZAKOCHANA
Kiedyś miałam marzenia. Malutko ich było, bo przecież takie jak ja nie mogą mieć marzeń.*
Właściwie żadne się nie spełniło - po za dwoma. Wymarzyłam sobie domek z ogródkiem na prowincji, dużo miejsca dla psa i kota, zieleń wokół. W tym domku chciałam mieszkać z wyjątkową osobą u boku-z kimś kto mnie będzie kochał i dla którego będę najważniejsza na świecie. W domku miało pachnieć pieczonym ciastem i dobrym jedzonkiem przygotowywanym dla rodziny i przyjaciół. Bo plan był taki, że latem młodsi będą spać pod namiotem, ciut starsi w pokoiku na stryszku,a ci całkiem dorośli w pokoju gościnnym.
Miało być jak u Klarki Mrozek, Anki Wrocławianki i Wsóweczki:-). Takie tam marzenie. Już wiem, że się nie spełni.
Na początku 2008 roku poznałam sympatycznego mężczyznę. Był miły, kochany, sympatyczny, zaradny, inteligentny, błyskotliwy i co tam jeszcze sobie pozytywnego wymyślicie, to właśnie taki był.Coś mnie lekko w duszy uwierało w związku z nim, ale pomyślałam, że się czepiam. I miał domek z ogródkiem, gdzieś tam daleko. Codziennie rano budził mnie na dzień dobry. Popołudnia spędzaliśmy na skypie. Przyjeżdżał do mnie co dwa tygodnie i za każdym razem rozstania były coraz trudniejsze. W końcu powiedział, że czas zdecydować-jeśli chcemy być razem muszę przyjechać do niego. On ma chorą matkę, której nie zostawi a związki na odległość na dłuższą metę nie wychodzą. Po za tym zbliża się zima, trzeba palić w piecu. Mama sobie nie poradzi a na siostrę nie ma co liczyć. Przyjechałam do niego. Było ciężko dogadać się z teściową, ale on potrafił tak pokierować sprawami, że żadna z nas nie czuła się odrzucona.A to rzadka umiejętność.Problem stanowiła jego siostra, która buntowała matkę przeciwko mnie ale i to udało się zmienić. Jego matka zrozumiała, że z naszej strony będzie miała troskę i opiekę, a z mojej- służbę domową.
I naprawdę była chora- trzy razy w tygodniu dializy i na dodatek miała woreczek stomijny. Postępująca choroba nerek sprawiała, że była coraz mniej sprawna. Zajmował się matką jak najlepsza pielęgniarka: mył, oklepywał, zmieniał pampersy, a kiedy sama nie mogła już tego robić-wymieniał woreczki.
Chciałabym móc napisać, że żyłam sobie jak w bajce ale... Ale było to ale. Teściowa od wielu lat handlowała lewym alkoholem. Różne mety ludzkie przychodziły dniami i nocami na zakupy. Kiedy warknęłam raz na sikającego na podwórku żula, usłyszałam, że to klient i mam być grzeczna. Zatkało mnie. Jakie miła, jakie grzeczna?
Zostało mi wyjaśnione, że takich "sklepików" jest w okolicy sporo i trzeba uważać, że klienty nie odeszły.
Byłam w szoku. W międzyczasie znalazłam pracę i wyjechałam na szkolenie. Przed wyjazdem zapowiedziałam memu miłemu, że jak wrócę, monopolowy ma być zlikwidowany. Albo nie wrócę.
Już wtedy powinnam stąd uciekać, ale jako zakochana idiotka nie zrobiłam tego, przecież on taki kochany był... Zgodnie z moim żądaniem handelek zakończono. W domku zrobiło się cicho i spokojnie, do teściowej dotarło, że ja jej nie wróg, swojej córce powiedziała, że ja jestem lepsza i żeby przestała przyjeżdżać i mi dokuczać-słowem zrobiło się normalnie. Gdzieś tak na początku grudnia zaczęła podpytywać, czy aby na pewno zostanę z jej synem. Byłam tymi pytaniami cokolwiek zaskoczona ale potwierdziłam, że owszem zostanę. I wtedy padła propozycja, że ona to wszystko co ma, zapisze na mnie. Jakie na mnie? Przecież ma syna i córkę!. Pomysł w swej istocie wyśmienity, został jej wypersfadowany przez wysokość opłat notarialnych, bo w końcu obcą osobą dla niej byłam. W związku z powyższym cały swój majątek przepisała darowizną na swego syna. Na niewinne pytanie o córkę, odpowiedziała, że córka swoje już od niej dostała, a po za tym, to my się nią opiekujemy, więc nam się należy.Na zakończenie śpieszę donieść, że córka matki nie odwiedziła przez ponad pół roku, ani razu nie była u niej w szpitalu, a kiedy ją zawiadomiliśmy, że być może nadchodzi czas pożegnania, przyjechała dopiero na pogrzeb. W tym miejscu kończy się geneza ZAKOCHANEJ. W następnej części narodzi się IDIOTKA.
*Dziś uważam inaczej. Nie zmienia to faktu, że marzeń już nie mam.
czekam na ciąg dalszy, choć czuję, że muszę Ci coś napisać o sobie w zamian. U nas było tak - przez cały nasz dorobek to 30 lat małżeństwa, nie dał nam nikt nic choć było ciężko. Teraz nawet się z tego cieszę bo wszystko, co mamy, zawdzięczamy sobie ale za to od początku jesteśmy całkowicie niezależni i nikt nam się do życia nie wtrącał ani nie oczekiwał od nas wdzięczności.
OdpowiedzUsuńNatomiast doskonale Cię rozumiem bo miłość sprawia, że podejmujemy życiowe decyzje nie zawsze dobre.
Klarko właśnie o te 30 lat chodzi :-). Dom bez ludzi jest tylko stertą cegieł.
UsuńPisałam Ci w komentarzach pod Twoimi postami, że grzeję się w cieple Twojej rodziny. Ja takiej nie miałam :-(
Kiedy zrobisz porządek w swojej głowie, znajdzie się miejsce na marzenia. Twoja historia jest... nie chcę użyć słowa typowa, ale ileż z nas tak właśnie zrobiło. Ewoluowało od zakochanej do idiotki...
OdpowiedzUsuńPrzecież marzenia mi się już spełniły;_(. Ta historia będzie bardziej paskudna niestety...
UsuńZawsze, ale to zawsze trzeba mieć marzenia. Anka- Tiya
OdpowiedzUsuńNo nie mam. Spakowałam w walizkę i wysłałam rzeka do morza.
UsuńWitaj! Podziwiam Cię, że opiekowałaś się chorą teściową. Nie każdy by się na to zdobył. Życzę Ci jak najlepiej. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńMało tego-wprowadzając się do nich uznałam, że to dom starej i schorowanej kobiety, w którym mieszkała całe swoje życie i w "świętym" miejscu każdej kobiety, czyli w kuchni:-), niewiele zmieniłam. Doszło tylko parę "niezależnych" półek na sprzęt AGD,który przywiozłam z domu. Wydawało mi się, że tak powinno być. Było niewygodnie dla mnie, ale dla niej prawie tak samo.
UsuńA ciąg dalszy kiedy? Zaglądam, zaglądam i nic... Anka
OdpowiedzUsuńNormalnie batem mnie poganiasz- już masz :-)
OdpowiedzUsuńPAMIĘTAM TE CZASY......ODLEGŁE, PAMIĘTAM JAK ROZMAWIAŁYŚMY O TWOJEJ PRZEPROWADZCE, O TWOICH OBAWACH , A PRZEDE WSZYSTKIM NADZIEJACH - ECH. ŻYCIE JEST PORYPANE.
OdpowiedzUsuńWSOWKA
Wiesz Wsóweczko, wszystko co mi się dzieje, mam na własne życzenie.
OdpowiedzUsuńPrzecież nikt mnie na siłę do niczego nie przymuszał. Jedno co mnie do białości wk...ia, to stwierdzenia tubylczej ludzkości w temacie jego picia.Że znów itd. Pamiętasz Tomka z wesela? A mianowicie on na moje pytanie dlaczegóz to nie poinformował mnie wcześniej o problemie, skoro teraz taki troskliwy, odrzekł: "miałem nadzieję, że się zmienił". To zdanie słyszałam wielokrotnie, szkoda że po fakcie.
I TAK I NIE, niby na własną prośbę, ale...Ci, którzy wiedzieli o chorobie alkoholowej powinni byli uprzedzić...a tak - wysoką cenę musisz płacić za swoją niewiedzę...Anka
OdpowiedzUsuńI tylko o to mi chodzi. Nie dano mi żadnego wyboru. On twierdził że nie pije,
OdpowiedzUsuńmatkę można zrozumieć od biedy, siostrę już nie-chyba, że od początku źle mi życzyła. Ale że nie znalazł się żaden "życzliwy"... . To mnie zadziwia.
JEGO MATKA BYŁA TĄ ŻYCZLIWĄ - JA PAMIĘTAM JAK OPOWIADAŁAŚ , ŻE JEGO MATKA WYZYWAŁA GO OD ALKOHOLIKÓW- CZYM SIĘ WTEDY WYŁGAŁ "NISKĄ TOLERANCJĄ NA ALKOHOL" TY TO ŁYKNĘŁAŚ, JA TO ŁYKNĘŁAM. JAK BYLIŚMY U WAS NA GRILKU MIAŁYŚMY POLEWKĘ Z MIRKA BO MY PIŁYŚMY CHYBA WŚCIEKŁE PSY , A ON REDSIKA I PO JEDNYM BYŁ BARDZO NAPRUTY I WYMÓWKA NISKIEJ TOLERANCJI NA ALKOHOL PASOWAŁ JAK ULAŁ. NIE TYLKO TY DAŁAŚ SIĘ NABRAĆ :-(
OdpowiedzUsuńWSÓWKA
Wsóweczko jego matka DWA razy zapytała się, co bym zrobiła, gdyby on pił.
OdpowiedzUsuńTrzeci raz o alkoholu była mowa, kiedy leżała w szpitalu. Podobno mu powiedziała, że znów pił i ogłosiła na sali, że ma syna alkoholika. Wytłumaczył to tym, że mama czasem mówiła od rzeczy i śmiał się z tego. Niską tolerancję na alkohol rzeczywiście ma, bo upija się jednym piwem, co nie przeszkadza w częstym sprawdzaniu, czy aby ta niska tolerancja nie uległa zwiększeniu:/. Wtedy kiedy byliście faktycznie upijał się redsikami. Jeszcze wódy nie walił.
Wiem, że post sprzed paru lat, ale dopiero dziś tu trafiłam. I wsiąkłam.Od godziny czytam po kolei wszystkie posty i wyłania mi się obraz wspaniałej, dzielnej Kobiety. Mam nadzieję, że gdy dotrę do aktualnych wiadomości o Tobie te poprzednie będą już dla Ciebie tylko złym wspomnieniem. J.G.
OdpowiedzUsuńSą :). Problemy są nadal, ja się zmieniłam.
UsuńI dziś wiem, że jestem silna, ale daję sobie prawo do bycia słabą.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Edyta