poniedziałek, 25 listopada 2013

Klątwa mojej babci - cz.IV

Powróciwszy na ojczyzny łono babcia zajęła jeden z dwóch pokojów apartmentu znajdującego się na łódzkich Bałutach. Apartmąnt jak na jej potrzeby był cokolwiek za mały, a mając ku temu środki, zapragnęła domku z ogródkiem. Dygresja:ten domek z ogródkiem to jakaś skaza dziedziczna czy cuś?
Domek miała zamieszkiwać rodzina wielopokoleniowa: babcia, jej córka oraz jedna z wnuczek.
Jako że ja byłam rozwiedziona i prawdopodobnie babcia wyczuła, że będę ofiarą doskonałą-padło na mnie.
Furda że miałam pracę we Wrocławiu,  że dziecko do szkoły tam chodziło, że wcale nie miałam ochoty na taką przeprowadzkę. Babcia tak postanowiła i już. Na szczęście dla mnie nie dało rady spakować mnie na siłę a i ceny nieruchomości wymarzonej praperty okazały się ciut za wysokie - projekt upadł.
Małe i nieustawne łódzkie mieszkanko zostało zagracone ponad miarę, bo babcia cały swój dobytek wyjąwszy meble i duże AGD wysłała do Polski. Jednorazowo potrafiło przyjść 17 ciężkich paczek wypełnionych dobrem nieznanym w naszej ojczyźnie - a to zmiotki z szufelką, plastikowe wiadra, pojemniki na żywność, zasłonki prysznicowe, maty stołowe, piecyki do pieczenia (prąd na 110 ), materiały ocalałe z pożaru, budziki w formie np. troków*, kogutów, latarni morskich, książki kucharskie, parasolki nad jedzenie - słowem cały ten amerykański chłam. I oczywiście ubrania, całe paki ubrań, butów, futer sztucznych.... Stało to w nierozpakowane, poupychane pod oknami, stołami, łóżkiem... .Bo babcia jako miłośniczka katalogów wysyłkowych i programów kulinarnych musiała mieć pod ręką wszelkie prezentowane tam dobra.
I oczywiście przyprawy do potraw - przecież w naszym kraju tak egzotycznej przyprawy jak np. oregano nikt nie znał. Bo babcia uznała, że będzie podejmować gości, gotując po amerykańsku - niech Polacy posmakują wielkiego świata.Na pierwszy ogień poszła kuchnia włoska i po wymyśleniu tysiąca problemów, typu czym zastąpić wędzoną mocarełę, zdumiona babcia odkryła w pobliskim hipermarkecie nie tylko wspomniany ser, ale też wiele innych produktów, których w naszym kraju miało nie być. I trzeba jej przyznać, gotowała smacznie aczkolwiek już bez entuzjazmu z uwagi na brak efektu olśnienia. Generalnie krajem ojczystym babcia nie była zachwycona,wyjąwszy służbę zdrowia. Prywatną. Bo babcia się leczyła. Zawzięcie i oddanie. Chodziła od specjalisty do specjalisty, przebywała w szpitalach, i cud prawdziwy, że nie zalizali jej na śmierć za kasę, jaką tam zostawiała. Jej pieniądze i robiła z nimi co chciała. Niestety specjaliści różnej maści i pobyty w szpitalach niewiele jej pomagały. Bo babcia była naprawdę chora. Miała cukrzycę insulino-zależną. Jest to choroba z którą można żyć, ale nie wolno jej lekceważyć. A ona lubiła zjeść-smażoną kaszankę kilka razy dziennie, śledzie w śmietanie, tłuste sery, jajka i chleb smażone na smalcu, ciasta z kremem. Cukrzyca postępowała, pobyty w szpitalach pomagały tylko na chwilę wiadomo dlaczego i zaczęły się problemy... .


*truck - wielka amerykańska ciężarówka, bo tego co to jest, to chyba nikt by się nie domyślił po pisowni :-))

2 komentarze:

  1. No to uzbrajam się w cnotę cierpliwości, dumając co jeszcze babcia wywinie :) Anka

    OdpowiedzUsuń